Kategorie
Komunikacja z dzieckiem Relacje rodzinne Rodzicielstwo Bliskości Wychowanie

22 alternatywy dla kary

Wielu rodziców już zdało sobie sprawę, że kara – zarówno fizyczna, jak i słowna – jest szkodliwa. Wiedzą, że krzyk, bicie czy klapsy uczą przemocy, niszczą samoocenę, wzbudzają gniew, zakłócają proces uczenia i wpływają negatywnie na relację między rodzicem a dzieckiem.

Dlaczego nie kara?

Ale świadomość, czego nie należy robić, to zaledwie pierwszy krok. Pojawia się zatem pytanie, co zrobić zamiast? Niestety większość poradników czy artykułów zawiera rozwiązania, które są jedynie innymi formami kary. Sugerują m.in. przerwy, ograniczenie przywilejów czy tzw. logiczne konsekwencje.

Wszystkie te rozwiązania mają wbrew pozorom wiele wspólnego z fizycznym karaniem i dają podobny przekaz: rodzice nie czują potrzeby odkrycia przyczyny niepożądanego zachowania dziecka i wykorzystują fakt, że są więksi i mają nad dzieckiem władzę. Przede wszystkim zaś  dziecko odbiera to tak, że osoba, którą kocha i której ufa, chce spowodować mu ból. Ta sprzeczna wiadomość miesza mu w głowie, ponieważ nie jest ono w stanie intuicyjnie pojąć, jak powinna wyglądać miłość.

Wreszcie, tego typu rozwiązania to także straconą okazja do nauki. Popychają dziecko w stronę fantazji o zemście, przez co nie jest w stanie skupić się na leżącym w zasięgu ręki rozwiązaniu problemu. Prawdziwe alternatywy dla kary to metody, które pomogą dziecku uczyć się i dojrzewać w zdrowy sposób. Nie ma większej radości w życiu niż pozwolić naszemu dziecku nauczyć nas, jak powinna wyglądać miłość.

seria rodzicielska

Jak zrozumieć małe dziecko

ZBUDUJ BLISKĄ RELACJĘ ZE SWOIM DZIECKIEM

Książka, dzięki której lepiej zrozumiesz potrzeby i emocje małego dziecka oraz dowiesz się, jak budować bezpieczną relację BEZ KAR – opartą na zaufaniu.

KSIĄŻKA, KTÓRA ZMIENIA NA LEPSZE

22 alternatywy dla kary, które przekazują pozytywną, pełną miłości informację

  1. Zapobiegaj niepożądanym zachowaniom poprzez zaspokajanie potrzeb dziecka, gdy tylko zostaną one zasygnalizowane.
  2. Zadbaj o bezpieczne, przyjazne dziecku otoczenie. Nie ma sensu zostawiać w zasięgu malucha cennych przedmiotów, lepiej schować je do czasu, gdy dziecko będzie na tyle duże, by traktować je ostrożnie.
  3. Ustal „złotą regułę”. Zastanów się, w jaki sposób ty chciałbyś być traktowany w podobnych okolicznościach. Ludzka natura to ludzka natura – bez względu na wiek.
  4. Okaż empatię w stosunku do dziecięcych uczuć. Nawet jeśli zachowanie dziecka wydaje ci się nielogiczne, jego powody są dla niego ważne. Postawa: „Wydajesz się smutny”  jest właściwym punktem wyjścia, aby pokazać, że jesteś po stronie dziecka.
  5. Szanuj uczucia swojego dziecka, aby wiedziało, że je rozumiesz i troszczysz się o nie, oraz że nigdy nie zostanie odrzucone, bez względu na to, jakie emocje odczuwa. Np: „Ja także się tego bałam/em gdy byłam/em mała/y”.
  6. Poznaj ukryte przyczyny, które kryją się za konkretnym zachowaniem. Jeśli karzesz samo zachowanie, to niezaspokojone potrzeby będą szukały innych dróg realizacji. Pytanie w rodzaju: „Jesteś niezadowolony, bo zbyt wiele czasu rozmawiałam dziś przez telefon? Masz ochotę na wspólny spacer?” pomogą dziecku czuć się kochane i rozumiane.
  7. Kiedy tylko to możliwe, staraj się wybierać rozwiązania, w których wygrywają obie strony.
  8. Upewniaj swoje dziecko, że jest kochane i doceniane. Tak zwane „złe zachowanie” jest często wołaniem o miłość i uwagę wyrażonym w niefortunny sposób. Ale gdyby dziecko potrafiło zachować się w dojrzalszy sposób, zapewne tak by zrobiło.
  9. Postaraj się odwrócić uwagę od sytuacji, które są zbyt trudne do rozwiązania na gorąco: „Zróbmy sobie przerwę. Co chciałbyś zrobić zamiast tego?”
  10. Bądź pewien, że ty i dziecko dobrze się odżywiacie w ciągu dnia, tak aby wasz poziom cukru nie spadał. Pomogą w tym małe przekąski. Głód to mocny stresor.
  11. Oddychaj! W trakcie sytuacji stresowych potrzebujemy dużo tlenu, ale mamy tendencję do płytkiego oddychania. Już kilka głębszych wdechów pozwoli ci się uspokoić i rozjaśni umysł.
  12. Nie oczekujemy, że samochód zapali bez paliwa, dlatego nie powinniśmy oczekiwać, że dziecko będzie dobrze funkcjonować, gdy jego zbiornik emocjonalny jest pusty. Daj dziecku trzy rzeczy, które są niezbędne, aby jego bak był pełen: kontakt wzrokowy, delikatny dotyk i niepodzielną uwagę.
  13. Rumianek działa bardzo relaksująco – zarówno na dzieci, jak i dorosłych. Wypity na godzinę przed spaniem przez mamę karmiącą podziała korzystnie także na dziecko. Starsze dzieci mogą polubić mrożoną herbatę z rumianku lub rumiankowe lizaki.
  14. Zadbaj o wspólne wypady z dzieckiem. Zmiana otoczenia – nawet na chwilę – może bardzo korzystnie wpłynąć na wasze relacje.
  15. Przygotuj sobie specjalne fiszki, na których zapiszesz inspirujące zdania lub hasła, które dodadzą ci odwagi.
  16. Masaż wykonany przed snem pozwoli dziecku spać głębiej, pozwalając na lepszy wypoczynek i dając więcej energii na dzień następny.
  17. Daj dziecku wybór. Dobrze jest czuć, że ma się coś do powiedzenia. Pozwól mu wybierać, nawet w kwestiach pozornie nieistotnych („Wolisz kubek czerwony czy niebieski?”), da mu to poczucie, że kieruje swoim życiem, zwłaszcza jeśli musi sobie radzić ze zmianami.
  18. Spróbuj szeptać. Gdy napięcie jest wysokie, szept przykuje uwagę dziecka, a jednocześnie uspokoi rodzica.
  19. Daj dziecku czas. Zachowanie takie jak: „Daj mi znać gdy będziesz mógł podzielić się zabawką/ dać się zapiąć w foteliku/założyć kurtkę” da dziecku poczucie autonomii i ułatwi współpracę.
  20. Daj czas sobie. Policz do dziesięciu (w ciszy) lub poproś o chwilę czasu („Nie wiem, co powiedzieć. Pozwól mi to przemyśleć”). Czasami potrzebujemy chwili, by nasz umysł się rozjaśnił i by spojrzeć na rzeczy bardziej obiektywnie.
  21. Dzieci przetwarzają nasze słowa na obraz. „Zwolnij” zadziała lepiej niż „nie biegaj”.  Pierwsze zdanie każe zwolnić, drugie obrazuje, że ktoś biegnie (przeczenie jest zbyt abstrakcyjne). Także konkretna prośba: „Odłóż szklankę”, będzie skuteczniejsza niż ogólne: „Uważaj!”.
  22. Zapytaj siebie: „Czy w przyszłości będę w stanie się z tego śmiać?”.  Jeśli tak, to czemu nie teraz?  Stwórz wspomnienie, które chciałbyś mieć, gdy za jakiś czas wrócisz do tego dnia.

To są sposoby, które pomogą nam uzyskać współpracę w danej chwili.  Ale największą satysfakcję daje relacja oparta na miłości i zaufaniu – na całe życie.

Tłumaczenie: naturalchild.org

Uwaga! Reklama do czytania

Wierszyki paluszkowe

Wesołe rymowanki do masażyków

Wierszyki bliskościowe

Przytulaj, głaszcz, obejmuj, bądź zawsze blisko.

Tylko dobre książki dla dzieci i rodziców | Księgarnia Natuli

Avatar photo

Autor/ka: Ewa Krogulska

Psycholog, doula i promotorka karmienia piersią. Współautorka książki „Jak zrozumieć małe dziecko”. Prowadzi zajęcia profilaktyczne dla dzieci i młodzieży oraz wykłady, warsztaty i konsultacje dla rodziców.

52 odpowiedzi na “22 alternatywy dla kary”

Fajne to zebrane w całość, ale moim zdaniem nie może być zasadą. Dzieci wbrew pozorom i słodkim minkom potrafią już od najmłodszych lat „manipulować” ludźmi i bardzo szybko wykorzystują fakt, że na za dużo im się pozwala (patrz przykład rozpieszczających dziadków). Trzeba być surowym, ale kochającym rodzicem. Wspólne porozumienie, dawanie możliwości wyboru – oczywiście, ale w pewnym momencie trzeba postawić twarde granice, które nie mogą zostać przekroczone. Jeśli dziecko zna te granice, rozumie konsekwencje, a i tak je przekroczy to moim zdaniem należy się pewny rodzaj „kary”. Tym bardziej jeśli dziecko po raz 5,10 albo 15 powtarza to samo zachowanie i na nic zdają się tłumaczenia, proszenia i wyjaśnienia. Nie mówię tu o karze fizycznej, ale bardziej o zastosowaniu środków, które dadzą dziecku do myślenia – nawet proste wyniesienie z miejsca zdarzenia np. do innego pokoju, zostawienie go na 5 minut samemu, żeby mogło zastanowić się na spokojnie nad tym co się zdarzyło potrafi zdziałać cuda… Daje to również rodzicowi dodatkową chwile na uspokojenie się i spokojną analizę sytuacji ;) Najważniejsze jest, żeby pamiętać, że ewentualna „kara” powinna być natychmiastowa, bo dziecko po godzinie, czy następnego dnia nie zrozumie, dlaczego zostało ukarane.

Odejście od kar nie znaczy, że się dziecko rozpieszcza. Nie chodzi o to, żeby na „za dużo pozwalać” tylko interpretować zachowanie dziecka nie w kategorii złośliwości, wybryków czy „bycia niegrzecznym” tylko jako sygnały do nas. Moim zdaniem „twarde granice” dotyczą fizycznego bezpieczeństwa dziecka i osób w jego otoczeniu. Wszystko inne można osiągnąć w inny sposób. Moim zdaniem w wychowaniu nie chodzi o to, by dziecko było „grzeczne” i „posłuszne” tylko żeby było odpowiedzialne za swoje czyny, szczęśliwe i empatyczne. Kara przenosi uwagę dziecka na poczucie krzywdy i chęć zemsty, a nie na konstruktywne działania zmierzające do naprawienia szkody. Dlatego jestem przeciwna izolowaniu dziecka np. w innym pokoju w momencie, kiedy ono przeżywa trudne emocje.

no wiec wlasnie…glaskanie nie zawsze jest dobrym srodkiem.Kiedy ma sie bande trzyosobowa, to czesta ich bronia jest wlasnie ich sila jako grupy.I wtedy, przynajmniej u nas, powtarzanie spokojnie dziesiaty raz tego samego, jest ignorowane. Poza tym, kiedy nasze dziecko uderzy inne dziecko…to chyba nie jest to moment na 'szeptanie’??:):)a raczej na stanowcza reakcje (np 5 minut na krzeselku I dyskusja).Dzieci powinny znac granice, dla swego poczucia bezpieczenstwa, ale I po to ,zebysmy w przyszloci mieli spoleczenstwo znajace slowo 'nie’ a nie ignorantow I egoistow

U nas to babcia trzyma najkrótszą smycz. Wystarczy, że zamkną się za nią drzwi, dziecko robi co chce. Rodzice je rozpuszczają. I wiesz co? Wcale nie widzę więcej tak zwanych wymuszeń niż u innych dzieci. Z tą różnicą, że ja się mniej denerwuję. Że rozsypała makaron po całej kuchni? Moja wina, powinnam go lepiej schować, a nie mieć pretensje do dziecka, dla którego to jest etap poznawania świata, a nie śmiecenie. Makaron i porządek w kuchni liczą się po prostu dla mnie mniej, niż uczucia dziecka :)

Podpisuję się obiema rękoma pod wpisem Snaphub. U nas najlepiej działa odesłanie na chwilę do pokoju: „proszę, idź do swojego pokoju i zastanów się nad tym co zrobiłaś i daj znać jak będziesz gotowa”. Potem jest analiza tego co zrobiła i w 99,99% przypadków doskonale wie co zrobiła nie tak. Jest przepraszanie i staramy się nie robić tego więcej. I nie zgadzam się z pkt 1, ponieważ nie wszystkie potrzeby dziecka jesteśmy w stanie zaspokoić :(

Tak, warte zapamiętania, zwłaszcza to szeptanie, czy propozycja śmiechu, bądź zrobienia sobie przerwy. U nas to działa.
Za mało informacji dla rodziców którzy mają więcej niż jedno dziecko. Osobiście mam trójkę. I niemożliwością jest, aby tylko jednemu poświęcić uwagę, tym bardziej że im więcej dzieci tym więcej obowiązków. Smutne, takie mamy czasy, że normą stało się rozważanie problemów „rodzynka”. Że nie bierze się pod uwagę wielodzietności, a jeśli już to od razu mamy w głowie skojarzenie z patologią. A to nie prawda.
Poproszę o artykuły również pisane pod tym kątem.

Dokładnie, ja mam dwójkę i było trochę problemów, żeby rozwiązać pewne kwestie właśnie przez złość dziecka z powodu „braku” czasu dla niego. Więcej przytulania, a nawet noszenie na rękach rozwiązało sprawe, bo starsze dziecko widziało, że nie jest odrzucone… nie spowodowało to jednak tego, że spełnialiśmy każdy kaprys starszego syna itp. cały czas udało się zachować granice sprzed urodzenia młodszego syna. W momencie jakbyśmy zaczęli spełniać jego wszystkie zachcianki to dopiero by się problemy zaczęły… nie można dziecka wynagradzać / rozpieszczać za to, że samemu nie mamy dla niego czasu. Trzeba dużo rozmawiać, ale przy więcej niż jednym dziecku pozwolenie, żeby zaczęły wchodzić na głowę może skończyć się tragicznie…

No właśnie. Rady ciekawe, ale rzeczywiście jakby przeznaczone dla rodziców malutkiego jedynaka. I gdybym była młodą (taką sprzed 13 lat) mamą ukochanego brzdąca z radością i ufnością zgodziłabym się z powyższym artykułem. Ale niestety, czasu trochę upłynęło, rodzina się powiększyła o małego walecznego rycerzyka i całe pokojowe (słusznie pedagogicznie i politycznie) nastawienie wzięło w łeb. I nagle okazało się, że samo przytulanie i tłumaczenie nie odnosi spodziewanego skutku. A kara w postaci „wygnania” do swojego pokoju – tak.

Bardzo fajne zebrane, dla rodziców wielodzietnych niektóre punkty nie za do zrealizowania niestety :( Z jedyna kim wszystko można :)

Lepiej od razu przy jednym do pewnych kwestii przyzwyczaić ;) łatwiej jak się pojawia kolejne, bo mniejszy szok dla dziecka, że nagle się wszystko pozmieniało. Granice bezpieczeństwa są jedne, czy jest dzieci jedno czy 4… przy jednym po prostu łatwiej je egzekwować ;)

Taka najstarszy rzeczywiście jest inny :d niestety potrzeby dzieci czasem się wykluczaja niestety i bardzo często jeden chce jedno drugi drugie a trzeci trzecie a jeśli są w wieku 1,2,3 lata to można sobie negocjować tłumaczyć itp. Powodzenia :) Czekanie na gotowość tez kiepsko się sprawdza kiedy jest się jedyna osoba która wszystko ma ogarnąć. I to nie jest teoria mowie to ze swojego doświadczenia. Dzieci tez maja swój temperament i charakter. A wysyłanie do swojego pokoju to dla mnie nic innego jak karny jezyk czyli time out.

Dzieci rozumieja wiecej niz nam doroslym mogloby sie wydawac i sa na tyle kumate by to wykorzystac. Jak nabroi to owszem usiasc i porozmawiac mozna, wytlumaczyc czemu taka a nie inna kara go spotka. I dlaczego w ogole zostaje dziecko ukarane.
Te punkty to troche dla mnie bardziej nianczenie i obchodzenie sie z dzieckiem jak z jajkiem a nie wychowywanie. Zycie poza domem nie zawsze jest mile i przyjemne, w szkole czy przedszkolu dzieci tez zostaja za wybryki ukarane np.dodatkowa praca domowa. Nikt nie mowi, chcesz ochlonac to pojdzmy na spacer. Nawywijales to musisz sie nauczyc ze wszstko niesie ze soba konsekwencje..

Mąż nie wpada raczej w taką furię i złość, że się do niego nie przemówi ;) dzieci czasem potrzebują chwili, żeby się uspokoić, bo tłumaczenie na gorąco w momencie gdy wpada w szał tylko podsyca jego emocje. Szeptanie itp też nie pomoże… po prostu trzeba dać czas dziecku, żeby się uspokoiło – wtedy jest czas na rozmowę dopiero, przytulanie i głaskanie. U nas zawsze to skutkuje – dziecko pokrzyczy, popłacze i po 5-10 minutach samo przychodzi się przytulić i bardzo często przeprasza za to, że się źle zachowało.

A może warto po prostu zaakceptować złość dziecka i nie uważać tego za „złe zachowanie”? :) Moje dziecko jest jeszcze malutkie (16 m-cy) a już działają uspokajająco na niego zdania typu: „widzę, że się bardzo niecierpliwisz” czy „oj, jak bardzo się zdenerwowałeś”. IMO w życiu na wszystko jest miejsce, na złość, zdenerwowanie i frustrację też.

Proponuje poczekać, aż będzie miało tak ze 2,5 – 3 lata, to pewien przełom w życiu dziecka :D dziecko jest wtedy bardziej cwane, potrafi już lepiej wymuszać i wykorzystywać słabość rodziców, ma też o wiele bogatsze słownictwo. Bardzo często można usłyszeć np. „nie gadaj do mnie” i ciekawe, co wtedy ? :) zonk…

He he, wiele wyzwań przede mną ;) ale mimo to nie popieram time out i będę się trzymać moich teorii ;)

Wiadomo… też wychodzę z założenia, że znamy nasze dzieci najlepiej i nikt inny nie jest w stanie lepiej dopasować metod odpowiednich dla konkretnego przypadku. Naszych dwóch synów jest zupełnie innych (drugi ma dopiero 5 miesięcy) ale już widać znaczące różnice w charakterze… i kto wie, może w jego przypadku nie będzie potrzeby stosować time outów. Gorzej jak synowie będą w sojuszu to będzie trzeba odpowiedzialność zbiorową wprowadzić ;)

Jeszcze wiele przed Tobą :) Ja mam aktualnie prawie 5- i prawie 3-latkę w domu. W ciągu dnia zdarzają się miliony sytuacji konfliktowych głównie na linii dziecko-dziecko, ale też i dziecko-rodzic. Dziecko nie wpada w gniew dla samego gniewu, tylko zazwyczaj dlatego, że nie osiąga swojego celu. I jak np. mogę dać jej wybór, żeby wybrała kolor kubeczka, talerzyka, koszulki, którą chce założyć, tak niestety nie mogę jej pozwolić na wyjście w sandałach w 20 stopniowy mróz. Mogę pozwolić na wybór książeczki do czytania na dobranoc, ale nie na to, żeby decydowało czy idzie spać już czy za „100 minut” i wiele wiele wiele innych. Kiedy moje 1 dziecko było w wieku 16 miesięcy też myślałam, że wyznaczę granice i będzie cudownie, ale potem żłobek, przedszkole, dziadkowie, dzieci na placu zabaw, wszyscy dookoła kształtują nasze dzieci.

No ale mi też o to chodzi :) Dziecko się złości, a rodzic reagujesz spokojnie, np. „widzę, że Ania chce się bawić lalką i Kasia też. Jak to rozwiążecie?” albo „Złości cię, że jest za zimno, żeby chodzić w sandałach. Też bym wolała, żeby było ciepło” – IMO jest dużo lepszą strategią niż „idź do pokoju, porozmawiamy jak się uspokoisz”.
Generalnie mam to już od dawna poukładane, nawet jeśli nie zawsze uda mi się zastosować to w praktyce, to jednak będę dążyć do tego, by przede wszystkim utrzymać dobre relacje z dzieckiem, a nie za wszelką cenę postawić na swoim.

Nikt nie dosyła dziecka do pokoju od razu, najpierw mówisz, tłumaczysz, ale czasem niestety to dziecko za wszelką cenę chce postawić na swoim. Ja nic nie robię i nie każę robić, „bo ja tak mówię i tak ma być”. Nie, tłumaczę, proszę, daję alternatywę, ale czasem chociaż się bardzo staram tego uniknąć, kończy się awanturą. Inna też sprawa, że moje dziewczyny mają niezły temperament i to też pewnie czasami u nich góruje :)

Dokładnie, porównywanie konwersacji z trzylatkiem, do konwersacji z dorosłym to jakaś psychologiczna wymówka. Jak powiem dorosłemu, żeby czegoś nie robił, to prawdopodobnie tego nie zrobi, a jak powiemy tak samo dziecku to ono i tak zrobi tak jeszcze 20 razy. Oczywiście, czasem zrobi jeszcze raz lub dwa, czasem nie, ale prawdopodobnie zrobi tak wiele razy i za każdym razem usłyszy, żeby tak nie robiło (nie biegaj z ołówkiem w ręce, nie popychaj siostry przy stole, nie pisz w zeszycie leżącym na kanapie i milion innych przykładów) I jeśli za 45 razem, kiedy się powtarza nie biegaj z ołówkiem w ręku, dziecko i tak biegnie, to wtedy mam z nim wyjść na spacer? I co z tego wywnioskuje? Jaką naukę z tego wyciągnie?

No ale chodzi o to, że jest sporo strategii, które można zastosować zamiast gderania „nie rób tak”, bo dzieci szybko głuchną na słowo „nie”. Można np. powiedzieć „bieganie z ołówkiem jest niebezpieczne” albo „stół służy do rysowania”, a jeśli to nie pomoże, zabrać ołówek. A jeśli dziecko jest po prostu niewybiegane, to spacer lepiej zrobi Waszej relacji niż kara.
Poza tym chyba z żadnym dorosłym się tak nie rozmawia, że się mu ciągle czegoś zabrania ;) No cóż, możemy się tak przerzucać przykładami – ja w każdym razie przychylam się do metod opisanych w artykule :)

Ad 1) ogólnikowe, raczej racja. Ad 2) A może zadaj sobie pytanie, czy te rzeczy są cenniejsze niż nauka jaką dziecko weźmie z ich zniszczenia? Ad 3) Słuszne, trochę nie uwzględnia różnic. Jako dorosły nie chciałbym być prowadzony przez ulicę. Ad 4) Oczywista, ale co jeśli chce ciągle spać z Tobą w łóżku? Ad 5) Oczywista Ad 6) Słuszna Ad 7) Słuszna Ad 8) Bardzo słuszna. Polecam przytulasa i krótką piosenkę Ad 9) Unikanie rozwiazania. Raczej nie, dziękuję. Ad 10) Mam inną dietę :] Ad 11) Słuszne Ad 12) Słuszne Ad 13) Spróbujemy Ad 14) Słuszne Ad 15) Rozszerzyłbym na ogólnie pomysły co zrobić. Ad 21) Słuszne, nie tylko dzieci, zestresowani dorośli też. Najgorszy jest zakaz w postaci zirytowanego pytania „po co tak biegniesz??” Ad 22) Słuszne. Wszystko fajne, ale TO NIE SĄ ALTERNATYWY DLA KARY. Taki kwiatek jak: „dziecko odbiera to tak, że osoba, którą kocha i której ufa, chce spowodować mu ból. Ta sprzeczna wiadomość miesza mu w głowie” nie jest prawdą. To idiotom nie mieści się w głowie, że miłość to również czasem kara. Na szczęście dzieci zadziwiająco potrafią to zrozumieć. Powiem więcej, obawiam się że takie myślenie prowadzi do Norwegii, stosującej nazistowske metody wychowania społeczeństwa.

Jak mówi stare przysłowie „dobrymi chęciami piekło jest wybrujowane” dlatego czasami trzeba mieć charakter zamiast dobrych chęci i podchodzić do sprawy konkretnie.

Całkiem sympatyczne te porady, ale możliwe do zrealizowania w przypadku małych dzieci, w wieku mniej więcej „wczesnoprzedszkolnym”. Np. co do pkt 1 – zaspokajaj potrzeby nim będą wyartykułowane. Błagam, wyrażam zgodę na całodzienne siedzenie przy grach komputerowych?! Albo pkt. 17 – daj mu wybór – kubek niebieski? – nie. Czerwony? – nie. To jaki? – inny. Ale jaki? – i pół godziny zejdzie na wybór koloru kubka. A pkt 22? Czy w przyszłości będę się śmiać z tego, że dziecko w oka mgnieniu wybiega na ruchliwą ulicę, bo tak chce? Może, ale w tym momencie to moje serce przestaje bić ze strachu i całkiem możliwe, że ani ja ani dziecko tej przyszłości nie dożyjemy.
Rozmawiać i jeszcze raz rozmawiać – to moje credo. Ale uważam, że kary poprzez swoją dokuczliwość, są elementem „życiowego szkolenia”. Na zasadzie – nie dotykaj gorącego żelazka, bo się oparzysz.Tłumaczę, dlaczego czegoś nie można robić, ale skoro dziecko i tak to zrobiło, to powinno być ukarane. Jeśli nie zrobiło, to cieszę się razem z nim, że uniknęło nieprzyjemności i jest mądrzejsze o kolejne doświadczenie.

Myślę, że nawet mniejszym niż „wczesnoprzedszkolnym”, bo moje żłobkowe dziecko już nieźle potrafi „nawywijać” :) Co do wyboru to też okazuje się czasem pułapką :) Ja staram się dawać góra dwie propozycje, ewentualnie 3 – zależy czego sprawa dotyczy :)

Myślę, że wystarczy dziecku tych gier komputerowych nie dawac do zabawy, to i nie będzie od czego odciągać. Poza tym czesto jest tak, że gra bawi przez kilka tygodni, a potem się nudzi. Zamiast ją wydzielać, lepiej dać ciekawszą alternatywę. Nagle okaże się, że dziecko wcześniej siedziało przy grze z nudów, a nie dlatego że gra jest „zła” :)

Nie dawać gier komputerowych? Jak, skoro już w przedszkolu mają do zabawy w wolnym czasie komputer z grami, a w szkole załącznikiem do podręczników są płyty z grami „uczącymi”. Nasze dzieci nie żyją w jakiejś wymyślonej krainie, gdzie nikt nie namawia ich do korzystania z tych „złych” for spędzania wolnego czasu. Ja też w domu używam komputera, też czasami zagram. Dlaczego mam im odmawiać tego z czego sama korzystam? To byłaby niesprawiedliwość i poczucie krzywdy u dziecka, nie uważasz?

Właśnie tak. Dziecko przed komputerem to często łatwy sposób na spokój dla rodziców. Można mieć w domu komputer i robić na nim inne rzeczy niż grać w gry. Można czytać ciekawe artykuły, można dowiedzieć się czegoś o historii, oglądac spektakle kulturalne czy poznawać literaturę i poezję. Można wspólnie z dzieckiem spędzać przed komputerem czas, który niekoniecznie musi polegać na „bach bach bach”. Mamy półtoraroczną córkę, której nie izolujemy od sprzętu komputerowego, puszczamy jej skecze kabaretu Potem czy szanty. I wyobraź sobie, że ona je woli od głupich kreskówek w telewizji (na szczęście mamy dvd). Czym skorupka za młodu nasiąknie… nie chodziło mi oto, by w ogóle zamknąć przed dzieckiem świat gier, ale żeby pokazywać mu, że komputer może służyć do wielu innych rzeczy. „Nie dawać gier” – oznaczało „dawać inne rzeczy” a nie od razu komputer na kłódkę :)

I znów mam wrażenie, że rodzice chcą żyć w wymyślonym świecie, a nie tym zgodnym z rzeczywistością. To nie ja zaczęłam „dawać” dzieciom komputer, tylko inne instytucje – przedszkole, teraz szkoła, wydawcy podręczników. Moje dzieci są uczniami w gimnazjum i podstawówce. Nie dostają na gwiazdkę czy urodziny gier komputerowych. Raczej wybieramy się na ciekawe wycieczki, bądź korzystamy z innych aktywnych atrakcji. W domu jest jeden komputer, z którego mogą korzystać (jakoś nie dostali
tych urządzeń na komunię) i muszą się nim dzielić. Dzielić między sobą, a
nie „wyrywać” go ode mnie. Ale nie raz zdarzyła się sytuacja, gdy któreś z nich czuło się nieszczęśliwe, że ograniczałam im ich czas przy komputerze, zabraniałam im otwierania kont na fb, czy ściągania gier. Dzieci z natury chcą robić to co inne, być takie jak rówieśnicy. I nie bardzo rozumieją dlaczego im się to ogranicza, skoro Jasiek, Antek i Marysia mogą mieć konto na fb lub grać w GTA. Przyczyna tych ograniczeń jest prosta – wolę, żeby ze sobą rozmawiały, bawiły się, razem odkrywały świat, a nie ograniczały do kontaktów przez sieć.
„Niedawanie dzieciom gier” o których marzą, to w końcu niezaspokajanie ich potrzeb. Ten argument wskazałam w poprzednim poście. Nie jestem przeciwniczką komputerów czy internetu jako takich. Nie izoluję dzieciaków od sprzętu. Razem oglądamy filmy, skecze również, szukamy informacji. I często – gęsto mają do mnie głośno wyartykułowane żale, że nie chcę im pozwolić na utrzymywanie kontaktów z rówieśnikami, czy ograniczam ich w rozwoju. Wierz mi, w ich wieku to już nie jest tylko płacz, lecz prawdziwa awantura. Poczekaj, aż będziesz chciała wytłumaczyć nastolatkowi swoje racje. Na razie, gdy Twojej córeczce jest przykro, możesz ją uspokoić rozmową czy zainteresować inną zabawką, wydarzeniem. Trochę Co tego zazdroszczę. :-)

nie chcę wchodzić w całą dyskusję, jestem mamą 3-latka, jeszcze nie mamy problemu z grami. chciałabym wyjaśnić tylko jedno nieporozumienie, cytuje: „Niedawanie dzieciom gier” o których marzą, to w końcu niezaspokajanie ich potrzeb. Otóż to nie tak. Nie ma czegoś takiego jak „potrzeba grania w gry”. Jest potrzeba zabawy. Realizować można ją np. grając w gry, lub na wiele innych sposobów. Może też się zdarzyć, że chęć grania w gry jest po prostu zachcianką. Czyli dziecku wydaje się, że bardzo chce grać w gry (albo cokolwiek innego) i fiksuje się na tym. A tak naprawdę chodzi o potrzebę zabawy, i to dorosły musi pomóc zaspokoić prawdziwą potrzebę, a nie to, co się nią wydaje.
Tak samo z fb, jaka potrzeba za tym stoi? Kontaktu z rówieśnikami, wspólnoty? Może są inne sposoby, żeby zaspokoić te potrzeby dziecka, jednocześnie takie, na które zgadza się rodzic…

Hej Magdaleno. Odpowiadam: -stoi za tym potrzeba „bycia jak inni”. To inni mają fb, inni grają w Minecrafta czy World of Tanks itp. Tak jak napisałam wcześniej – nie kupuję moim dzieciom gier komputerowych. Raczej stawiam na LEGO, gry planszowe typu Scrable, Rumikub, piłki do gry, ping-ponga i tego typu „narzędzia” do zabawy. Ale w oczach moich dzieci – to nie to. Bo przecież rówieśnicy robią to co chcą i ja też tak chcę! Czyli zabraniając nie stosuję się do zaproponowanej w artykule alternatywy nr 1.
W naszej dyskusji zgadzamy się co do zasadności oferowania swoim pociechom różnej formy zabawy, niekoniecznie wysługując się komputerem. Moim celem było zwrócenie Waszej uwagi na fakt, że nasze rodzicielskie podejście czeka potężna konfrontacja z rzeczywistością. Chcielibyśmy, żeby dzieci rozumiały i akceptowały nasze propozycje spędzania wolnego czasu i zabawy. Wydaje nam się, że jesteśmy w stanie pociechy do tego nakłonić. Przez pewien czas ich dorastania tak jest. Ale gdy dziecko z malca staje się nastolatkiem, koniecznie chce mieć poczucie, że dokonuje własnych niezależnych wyborów. One- te wybory- często nie są niezależne, bo są narzucone przez grupę rówieśniczą, media, modę etc. Ale im się wydaje, że to ich pomysł, bo przecież tak różny od tego co mówią rodzice.
Powyższy artykuł sugeruje, że kary są złe. Zgadzam się z zasadą, że samo karanie bez nagradzania jest złe i niewychowawcze. Stwarza wieczne poczucie niesprawiedliwości. Ale kary mniej czy bardziej dokuczliwe są potrzebne i nieuniknione. Bo takie występują w dorosłym życiu. Za złe zachowanie spotyka nas kara.

Nie dawać? To jest równe z hodowaniem od ludka, który nie ma o czym z kolegsmi rozmawiac. A pkt 1 mówią, że mam mu spełniać życzenia, czyli dać grać.
Życie z tymi punktami to porażka dla dziecka. Potamal w szkole i w pracy załamie się i mamy przyszłych samobójców, którzy nie potrafią sobie w życiu poradzic, a mamusie biegną na policje bo dziecko zostało popchniety przez kolege.

Izolować potrafimy świetnie. Bo tak sami zostaliśmy wychowani. tak też karzemy innych dorosłych. Człowiek, który postępuje inaczej, myśli inaczej jest izolowany.
Karne krzesełka, 5 min w innym pokoju to uczenie dziecka wykluczania ludzi, którzy nie postępują tak jak chce tego otoczenie.
Już sobie wyobrażam, jak jestem mega wkurzona, a mój mąż mnie bierze pod pachę i wynosi do innego pokoju mówiąc mi: przemyśl to sobie na spokojnie. Jedyne o czym bym myślała to to jakim jest dupkiem i nieczułym ignorantem, który nie potrafi sobie poradzić w trudnej sytuacji.

słaby artykuł, tzn. nic nowego…u mnie nie ma problemów z wyrażaniem uczuć czy brakiem zainteresowania. Jak córka się wścieka (a ma 2,5 roku i przeżywa bunt dwulatka) to musi być kara. a u nas kara to pójście do pokoju gdzie są zabawki ale zazwyczaj nie korzystamy z tej przestrzeni i córka siada na kanapę i ma tam się uspokoić. mówię jej dlaczego dostała karę, że nie wolno tak robić jak robi i mówię że przyjdę za 2 minuty jak się uspokoi bo jest niegrzeczna i mamie jest smutno i przymykam drzwi. w tym czasie nie wolno jej opuszczać pokoju, tylko ma siedzieć w nim i się uspokoić. to mój sposób. nie wiem czy dobry czy nie, ale zazwyczaj skutkuje. a po wszystkim zapominamy o wszystkim i zajmujemy się czymś przyjemnym ale absolutnie nie czymś co by się kojarzyło z nagrodą za złe zachowanie, tylko po prostu czymś zmieniającym klimat. uważam że to lepszy sposób na uczenie dziecka odpowiedniego zachowania niż klapsy. pamiętam z dzieciństwa jak to było je dostawać i wolę by córka jak najmniej tego doświadczyła aczkolwiek nie pozwolę wchodzić sobie na głowę bo od tego są rodzice by mądrze uczyć dziecka czego wolno a czego nie i dziecko nie może mieć przewagi bo wtedy to już mamy przechlapane na całego.

Współczuję. U nas jak niespełna dwulatka dostaje ataku szału, to po prostu ją przytulamy i do niej mówimy. Nie przyszło by mi do głowy ją ukarać, bo właściwie za co. Za to, że jest jej przykro i że jest nieszczęśliwa i zezłoszczona?

zgadzam się absolutnie, mi też jest przykro, tylko co mam zrobić ? Tak jak napisałam wyżej, ja nie mam tu na myśli zwykłego focha, bo takie to ogarniam bez problemu. Ale chętnie się dowiem jakie są sposoby na opanowanie szału, histerii, wściekłości. Moja córcia jest generalnie bardzo grzeczna, ale zdarzają się sytuacje kiedy wpada w furię i ja lepszego sposobu na opanowanie takiego zachowania nie znam. Zależy mi żeby córka wiedziała że są granice a nie zamierzam jej bić ani stać z boku i czekać jak sobie lub komuś zrobi krzywdę.

O, słuszne pytanie „co mam robić”. To jest chyba najtrudniejsze w wychowaniu bez kar i przemocy. Mnie jest łatwiej, bo byłam chowana bez klapsów, teraz powtarzam ten schemat, tylko go udoskonalam o „bez awantur”. Pierwsze pokolenie chowające bez tradycyjnych kar ma najtrudniej, bo nie wie czym je zastąpić i nie umie rozmawiać z dzieckiem tak, by trafiło. No i spodziewa się szybkiego efektu, czyli chwilowej ciszy po klapsie. A efekt jest długofalowy i łagodniejszy, niemal niezauważalny. To się dopiero odkrywa po pół roku, że nagle dziecko nie rzuca się na kurki od gazu, anie nie wybebesza całej szafki z makaronem i kaszami. Zaspokoiło ciekawość i już. Grunt by się uzbroić w cierpliwość. Dzieci nas naśladują, ale też chcą poznawać świat. A wszystko co nowe i zabronione, jest najciekawsze. Dlatego lepiej mało zabraniać, a więcej pokazywać pod nadzorem.

Czyli nie dajesz jej pozwolenia na złość. Szkoda, bo złość to taka sama emocja jak inne. Sama też się nie złościsz? Dzieci trzeba uczyć radzić sobie ze złością, oswajać ją, a nie tłumić, bo z tego nic dobrego nie wyjdzie. Może warto porozmawiać z małą dlaczego tak się zezłościła? Ja mam 5 latka w wiecznym buncie (z rzucaniem zabawkami i innymi przedmiotami i atakami furii włącznie), odkąd zaczęłam go pytać, co go tak wścieka, mówić mu, że rozumiem, że jest zły, że ma do tego prawo. I w kółko powtarzać jeden komunikat: masz prawo być zły. Złość się tak, żeby nikomu nie robić krzywdy i niczego nie niszczyć. Działa. U nas.

no jasne. jeśli uprze się że chce nożyczki albo chce skakać mi na brzuch (a ja za 6tyg spodziewam się 2 dziecka) albo chce bawić się wtyczką od kontaktu a ja jej mówię i tłumaczę że tak nie wolno i dlaczego, to co…mam jej na to pozwalać, pozwalać aż dojdzie do nieszczęścia? jak sobie dawałaś radę w takich sytuacjach? Przecież ja nie myślę o zwyczajnym marudzeniu i niezadowoleniu tylko o szale i wściekłości. ja nie wiem jak sobie w takich sytuacjach dawać radę :(

Rozumiem doskonale Twoje rozterki. 2,5 latce nożyczki bym dała (odpowiednie do wieku, niech się uczy pod okiem dorosłego oczywiście), wtyczki, kontakty i inne rzeczy zagrażające bezpieczeństwu dziecka nie podlegają dyskusji – zabieram, w ogóle nie ma tego w zasięgu ręki (kontakty mam zabezpieczone z uwagi na roczną córę). Szał w takich sytuacjach jest uzasadniony, zabrałaś coś, czym chciała się bawić (choć rozumiem pobudki i sama tak robiła). Myślę, że wtedy warto przeczekać tę złość, pilnować, żeby sobie nie zrobiła krzywdy i być przy niej, żeby mogła w każdej chwili podejść i się np. przytulić. Na mojego syna wynoszenie działało jak płachta na byka i było tylko gorzej, a zamykanie go w pokoju skutkowało totalną demolką. Odkąd dostaje ode mnie dawkę empatii, jest lepiej duuuużo lepiej. Jeśli chodzi o skakanie po brzuchu to odpowiedź jest chyba oczywista i to zupełnie inny temat. W waszej rodzinie pojawi się nowe dziecko, mała zwyczajnie może być zazdrosna, trzeba ja do tej nowej sytuacji dobrze przygotować i nie zapominać potem o jej potrzebach (o których z pewnością będzie wam dawała wyraźnie znać ;). Pozwól jej na złość, bunt 2latka przechodzi, a to właśnie wtedy dziecko uczy się co z tą złością robić, jak ją można okazywać, a jak nie. Pozdrawiam i życzę empatii

Dla mnie najtrudniejsze jest opanowanie moich emocji w sytuacjach gdy dziecko bardzo rozrabia czy właśnie im bardziej mówię „nie rób tego” tym chętniej to robi.Synek ma 19 miesięcy i jest b.energiczny.Bywa ze czuję bezradność,czasem złość,czuję że zawalam jako rodzic…Nie mam wcale ochoty stosować kar-i nie robię tego,nie chcę podnosić głosu ani używać sily ale czasem tak to się kończy i potem mam wyrzuty sumienia(pisząc o uzyciu siły nie mam na myśli bicia ale np.mocne przytrzymanie na przewijaku).

Nie zawalasz jako rodzic, kazda z nas ma takie momenty. To juz naprawde duzo, że potrafisz rozpoznać ze to co czujesz to jest złość. Musisz nauczyc się wychwycic ten moment, kiedy jeszcze nie podnioslac glosu albo nie chwyclas synka mocniej i zrobić COŚ dokładnie w tym momencie – coś co pomaga właśnie Tobie. Ja wychodzę do lazienki, myje ręce, twarz, albo proszę męża, żeby mnie na chwile zastąpił. Musisz sama rozpisac sobie jakies pomysły, potem je wypróbować i sprawdzać co na Ciebie dziala najlepiej. A na poczucie winy najlepiej dziala zwykle pogadanie z dzieckiem (nawet takim co jeszcze niewiele rozumie), przyznanie sie do bledu i symboliczne przeproszenie. Wytlumacz mu, ze dopiero uczysz się panować nad swoją złością i dla Niego będziesz się starać i opracujesz swój plan dzialania. Kiedys tego samego będziesz mogla nauczyć swojego synka :) Pozdrawiam!

Pamiętajmy że nie można popadać w skrajności – nie da się wychować dziecko na odpowiedzialnego, szczęśliwego, mającego poczucie własnej wartości człowieka, ale nie da się tego również osiągnąć rezygnując z wyznaczania mu granic i stosowania konsekwencji. Nie zapominajmy że dzieci to dzieci i ze względu na swój rozwój potrzebują od nas dorosłych tego, byśmy je przygotowali do życia w społeczeństwie, które rządzi się określonymi normami i zasadami. Nie można dziecka traktować jak trochę niższego, mniejszego dorosłego. Dzieci nie myślą w kategoriach, takich jak my dorośli, nie potrafią w pełni przewidywać skutków swojego zachowania, tego co ono powoduje w innych osobach ale i skutków jakie ono samo ponosi. Nie wszystko dziecku da się wytłumaczyć, gdyż zwyczajnie nie wszystkie rzeczy jest w stanie – ze względu na swój rozwój zrozumieć (oczywiście trzeba to robić, żeby dziecko uczyło się lepiej rozumieć świat – ale nie należy oczekiwać, że to od razu przyniesie skutek). Poza tym dzieci potrzebują stabilności i przewidywalności, by odnaleźć się w otaczającej rzeczywistości.

W dorosłym życiu potrzebujemy wiedzieć, że czasem ponosi się porażkę, a nie tylko ciągle wygrywa, że nawet jak mamy powód (np. czujemy się źle), to nie mamy prawa zachowywać się w taki, czy taki sposób, że w życiu przytrafiają się także gorsze momenty – a tego nie nauczymy go usuwając mu z przed nosa wszystkie przeszkody.

Dzieci ponad wszystko potrzebują miłości, szacunku, akceptacji i zrozumienia, ale potrzebują wiedzieć również co można, a co nie i przekazywanie tego dziecku w spokojny, empatyczny sposób sprawi, że będzie potrafiło odnaleźć się w dorosłym życiu.

Przeczytałam cały wpis i wszystkie komentarze. Uważam, że karanie dziecka bicie czy krzyk nigdy nie powinny mieć miejsca. Stanowczość tak – krzyk nie. Ja jako dziecko byłam wypraszana do pokoju, żeby sobie przemyśleć swoje zachowanie właśnie w momencie kiedy byłam w największej złości. Nie umiałam sobie sama z nią poradzić a siedząc zamknięta w pokoju zalewałam się łzami i czułam, że nikomu na mnie nie zależy, że nikt nie chce mi pomóc. To spowodowało, że jako dorosła kobieta przez wiele lat zresztą do dziś pracuję nas sobą, swoimi wybuchami złości bo nigdy nikt nie nauczył mnie co zrobić kiedy złość, nerwy a w konsekwencji agresja pojawiają się w człowieku. Teraz jestem mamą rocznego synka i staram się wychować go otoczonego miłością, spokojem i zrozumieniem. Z żadnym problemem nie zostawiam Małego samego. Niestety nie wiem czy w tej chęci bycia przy nim zawsze, dbania o to, żeby nie czuł się samotny gdzieś nie zbłądziłam. Każda z Was tu piszących jest mamą i to doświadczoną dlatego może Wy powiecie mi co robić. Mieszkam za granicą. Nie znam tu jeszcze nikogo. Całe dnie mąż pracuje a ja jestem z małym sama. Jeszcze jak byłam w ciąży przeczytałam na jednej ze stron wypowiedź psychologa, że małe dziecko nie powinno w płaczu zostać same bo to zaburza jego poczucie bezpieczeństwa. Gdzieś tak to we mnie weszło, że nie mogę znieść jak Gniewek płacze. Serce mi staje i pęka jak słyszę jego szloch. Problem w tym, że mały nie jest w stanie zostać na sekundę sam. Wystarczy, że wyjdę z pokoju zrobić mu mleko. Znikam z Jego oczu i jest szloch. To nie jest pojękiwanie to jest płacz z bezdechem włącznie. Próby przeczekania płaczu kończą się tym, że płacze póki nie przyjdę. Ok, przychodzę po 5 minutach dłużej nie daje rady wytrwać. Nie wiem, czy muszę się nauczyć uodparniać na ten płacz i pokazać Małemu, że chwila zabawy w bezpiecznym miejscu samemu nie jest tragedią czy przeczekać aż będzie większy i zrozumie, że nie odchodzę na zawsze tylko po coś. Zawsze w takich chwilach mówię do Niego po co idę, gdzie idę i z innego pomieszczenia też z Małym rozmawiam ale to na nic się nie zdaje. Jest szloch…. Bardzo chcę być dobrą mamą. Staram się każdego dnia spędzać z małym dużo czasu na spacerach, pokazywać mu świat. Bawię się z Nim kreatywnie. Mniej zabawek ze sklepu więcej zabaw z głowy ( tak bawiła się ze mną moja babcia przedszkolanka ), żeby rozwijać kreatywność i wyobraźnię. Tylko ten płacz. Nie potrafię go znieść bo mam wrażenie, że Gniewek czuje się wtedy osamotniony i dlatego płacze… Proszę Was o radę co robić bo też nie chcę wychować rozpieszczonego mamisynka. Z góry dziękuję

Jako mama dwóch chłopaków i młody psycholog, powiem Ci tak. Przy pierwszym synku reagowalam na każdy placz syna, zazwyczaj najskuteczniejszym sposobem ukojenia jego placzu była pierś. W ostatecznym rozrachunku jak wspominam jego pierwsze dwa lata życia, nie plakal prawie w ogole. Potem pojawil się drugi syn. Plakal wiecej bo czasem po prostu fizycznie nie wyrabialam, ale nidgy to nie byl placz z bolu, czy strachu. Nauczylam sie rozpoznawac przyczyny jego placzu. Gdy plakal bo byl glodny, mowilam do niego spokojnie, tak jakby mnie rozumial, że zaraz mamusia przygotuje Ci jedzonko, mowilam ze wiem ze jest glodny i ze sie spiesze i dam mu najszybciej jak to mozliwe. Mowilam milo i usmiechalam sie a On widzial co robię. Po pewnym czasie przestalam sie bac jego placzu, zaczelam odbierac go jako komunikat, przestal mi przeszkadzac jak tylko mialam pewność ze nic strasznego się nie dzieje. Teraz uwazam ze moje podejscie w stosunku do drugiego syna bylo dla niego korzystniejsze. Ze niepotrzebnie balam sie placzu pierworodnego syna.

Są tez takie okresy kiedy jako mama ewidentnie czujesz ze cos jest nie tak. Ze dziecko zdecydowanje potrzebuje Cię duzo bardziej. Chce byc non stop przy Tobie. Czasem nie wiemy co sie dzieje – kryzys rozwojowy, ząbek, bolacy brzuszek, lęk separacyjny. W takich sytuacjach intuicyjnie wiem że muszę byc orzy dziecku. Bralam chuste i robilam wszystko z nim. Zazwyczaj taki okres predzej czy pozniej mijal, czasem pod koniec wyjasnialo się – aaaaa to dlatego tak plakal. Zawsze się wtedy cieszylam ze nie zostawilam go samego…

Ode mnie tyle.

Pozdrawiam super mamę! ;)

Dla mnie są to nadal rady bardzo ogolne i nieprecyzyjne. Mało który rodzic daje kary dziecku gdy jest smutne, gdy się boi lub gdy jest zazdrosne (punkt 4, 5, 6). Sytuacje, w ktorych rodzic czuje się bezradny są zazwyczaj znacznie bardziej skomplikowane. Np. kiedy 4 letnie dziecko, wyrywa zabawkę mlodszemu bratu. Poproszony, zeby tego nie robil, bo bratu jest przykro lub zwyczajnie to jego zabawka, starszy nie reaguje. Padają propozycje spokojnego rozwiazania problemu, propozycje rozmowy, negocjacji a 4 latek w tym czasie szczypie mlodszego, ktory zaczyna płakać. Jak w takiej sytuacji zasygnalizowac że przekroczył jakies granice? To ze nie bić, nie dawac klapsa, nie krzyczeć – juz chyba kazdy rodzic wie. Wiec w takim razie co? W dalszym ciagu miło tlumaczyc? Przeciez juz to robilam i przynioslo odwrotny skutek. Może ktoś mi KONKRETNIE odpowie co w takiej sytuacji zrobić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.