Kolejna odsłona cyklu „Nowości w biblioteczce przedszkolaka” przynosi pięć nowych książek. Choć wszystkie stworzone są z myślą o czytelnikach w tym samym wieku, są zupełnie różne. Niektóre mają ilustracje wypełnione po brzegi szczegółami, w innych główną rolę odgrywają proste obrazki. Czekają na was proste, dłuższe i krótsze, opowieści, rymowane historie, choć nie brakuje też książki, w której tekstu nie ma w ogóle. Ta literacka mikstura przypomina wiosenną pogodę, która jednego dnia przynosi słońce, by kolejnego przysypać nas śniegiem. Ale wszystkie te książki tak samo mi się podobają! Chodźcie, sprawdźcie!
Najlepsze książki dla przedszkolaka – „Dobranoc, Karolku!”
Rozpocznę od książeczki, która urzekła mnie (i nasze dzieci) swoją prostotą i serdecznością. „Dobranoc, Karolku!” Rotraut Susanne Berner to literackie zaprzeczenie wszystkich treningów samodzielnego zasypiania, o których słyszeliście. Ich miejsce zajmuje niezwykły wieczorny rytuał – z jednej strony bardzo wesoły, a drugiej – wyciszający i dający znać, że dzień się już kończy i pora spać. Ale niezwykły jest jeszcze z jednego powodu – rzecz dzieje się przecież w króliczej rodzinie! Jest tytułowy Karolek w zielonej piżamie, jest jego mama i tata. Gdybym tylko mogła, chętnie zapukałabym do ich wielkich, drewnianych drzwi, wprosiła się na kolację i porozmawiała z nimi o wszystkim, co dzisiaj widzieliśmy, czego doświadczyliśmy. Nie wiem, czy większą rolę odgrywają tu piękne ilustracje, czy pełna szacunku i miłości narracja, ale jestem pewna, że w tym króliczym domu na pewno żyje się dobrze.
Karolkowe „Ja nie chcę”, czyli krótka historia zasypiania
Kiedy czytaliśmy „Dobranoc, Karolku!”, zwróciłam uwagę na kilka spraw, parę też mi się przypomniało. Po pierwsze, pomyślałam sobie, że od Niemiec, z których pochodzi Rotraut Susanne Berner, do Skandynawii, którą kocham za niesamowitą, pięknie ilustrowaną literaturę dziecięcą (i za mnóstwo innych rzeczy, choć trzeba przyznać, że skandynawskie książki – na czele z wszystkimi, które zilustrowała Ilon Wikland – prowadzą w tym zestawieniu), jest już całkiem blisko. Dziś jednak skupiam się na króliczych ilustracjach i muszę wam powiedzieć, że każdy ich szczegół – razem z malowanymi talerzami, świetle padającym z lampki i kolorową, choć chwilowo porzuconą na podłodze łazienki książką – badam z dziecięcą ciekawością.
Czas spać? Co to to nie!
Po drugie, gdy już na pierwszej stronie spotkałam się ze stanowczym Karolkowym „Nie chcę”, bo tata oznajmił, że pora już spać, od razu przypomniały mi się nasze wieczorne boje. Im bardziej chcemy, by dzieci zasnęły, im bardziej próbujemy ich wyciszyć i zaczarować, tym później idą spać. Naturalna sprawa, powszechnie znana konsekwencja – jeśli macie dzieci, wiecie, o czym mówię. Jakiś czas temu pisała też o tym Natalia Fedan w artykułe poświęconym dobremu snu dziecka. Kiedy się spieszymy, patrzymy na zegarek, coraz dobitniej nalegamy, by dziecko poszło spać, udziela mu się nasze zniecierpliwienie. A kiedy jesteśmy spokojni, to i szansa jest dużo większa, że będzie… spokojniej. Sprawa nie jest wcale łatwa, jeśli naprawdę musimy patrzeć na ten zegarek (bo czekamy na ważną rozmowę, bo nasze potrzeby są niezaspokojone – powodów jest miliard), ale trzeba przyznać, że rodzice Karolka mają tę sztukę opanowaną do perfekcji! Są wieczorne obowiązki, ale wszystkie dzieją się trochę przy okazji – tytułowy bohater przede wszystkim świetnie się bawi. A później… zasypia. I to bez treningów! Szach-mat, trenerzy dzieci!
„Niebieskie krzesło” – zwykły mebel w niezwykłym świecie zwierząt
Od książki dla dzieci, której ilustracje w wielu miejscach opowiadają więcej niż sama treść, przechodzimy do bardzo oszczędnej w obrazki lektury. Są tu więc Żużel i Pyrek, którzy pewnego dnia przechadzają się po pustyni. Jest jeszcze jeden mebel – w porównaniu z ilością mebli, które zobaczycie w domu Karolka, to strasznie mało, ale jeśli przypomnicie sobie, że tym razem akcja dzieje się na pustyni, to nawet jeden mebel mocno podbija wnętrzarską statystykę. No i musi tu być, po prostu musi, bo w przeciwnym razie Claude Boujon musiałby zatytułować swoją książkę „Niebieskie krzesło” zupełnie inaczej. Jest więc krzesło, które być może gdzieś indziej nie zrobiłoby na nikim wrażenia, ale teraz, kiedy mamy przed sobą piasek, piasek, a nieco dalej piasek, teraz staje się prawdziwym rarytasem. A Żużel i Pyrek od razu go biorą na warsztat.
księgarnia natuli.pl
Najlepsze książki dla dzieci w jednym miejscu
Piękne, mądre, starannie wydane. W duchu rodzicielstwa bliskości. Uczące uważności, rozpoznawania emocji, życiowych umiejętności. Zachwycające historiami. Dla dzieci od 0 do 18. I tych starszych też!
Koniecznie odwiedź naszą księgarnię!
Nie chodzi oczywiście o prawdziwy warsztat, bo żadnych narzędzi tu nie widać
Chodzi o warsztat metaforyczny, a konkretnie ten, który jest magicznie połączony z wyobraźnią i kreatywnością Żużla i Pyrka. Słuchajcie, okazuje się, że pod krzesłem można się schować. Krzesło może też stać się wozem strażackim albo wyścigówką i wtedy można się nim za darmo przejechać. A kiedy wcale nie chcecie, żeby było za darmo, to krzesło – a cały czas mówimy dokładnie o tym samym egzemplarzu – może stać się ladą i wtedy możecie pobawić się w sklep. Niesamowite, co? Ale myślę, że za tymi zwykłymi rozmowami między bohaterami kryje się niezwykła siła dziecięcej wyobraźni. Zobaczcie, tu nie ma zabawek. Jest tylko krzesło, które zamyka w sobie mnóstwo zastosowań. Żużlowi i Pyrkowi wcale nie przeszkadza, że zostało ono stworzone do siedzenia – mają głowy pełne pomysłów, za to nie mają zamiaru martwić się konwenansami. Nawet gdy pojawia się ktoś, kto próbuje ich „naprostować”, tylko patrzą na niego zdziwieni. Z dziecięcą stanowczością wiedzą przecież, że niebieskie krzesło – jak sama nazwa wskazuje – służy do zabawy.
Książka o emocjach dla przedszkolaków z Niuniusiem w roli głównej
Dobra, to jak już sobie opowiadamy o zabawie, to jeszcze na chwilę przy niej zostaniemy. Znacie Niuniusia? Bohater serii książek Agi Nuckowski w pierwszej, debiutanckiej odsłonie, bawi się w wiosenne zabawy, później wybiera się na upragnione wakacje, a końcu przygotowuje się do świąt i bawi w śniegu. A teraz? Teraz idzie do muzeum! Nudy? Ani trochę! Bo choć zwiedzanie muzeum może wydawać się dość nudną czynnością dla aktywnego kilkulatka, sprawa wygląda zupełnie inaczej, gdy mówimy o dinozaurach. Och, jak Niuniuś uwielbia dinozaury! I jak bardzo się cieszy na spotkanie z pterodaktylem, diplodokiem i tyranozaurem. Nie cieszy się za to na spotkanie ze strażnikiem, który jest straszliwie poważny, cały czas tylko zakazuje i zakazuje, a w końcu aż czerwienieje ze złości.
Oczywiście byłoby dużo milej, gdyby strażnik zachowywał się zupełnie inaczej, gdyby był uśmiechnięty, serdeczny i gdyby odcień jego skóry nie podlegał tak gwałtownym przemianom
Jest jednak na tyle ciekawą i barwną (tym razem nie mam już na myśli rzeczonego czerwienienia) postacią, że Aga Nuckowski postanowiła go zaprosić do tytułu swojej najnowszej książki. Ale „Niuniuś i niemiły pan” to coś więcej niż przewodnik po muzeach i sylwetkach pracujących w nich strażników. To dowód na to, że choć raczej spotykamy miłych ludzi, to czasami między nimi znajdziemy też tych niemiłych. Kto może być niemiły? Na przykład ktoś dorosły, komu przeszkadzają dziecięce zabawy, piski i podskoki. Komu przeszkadzają wszystkie patyki i kamienie, największe dziecięce trofea, które mali odkrywcy tak bardzo chcieliby zabrać ze sobą, a przecież nie zawsze mogą. Dlatego świetna, zilustrowana przez Olę Szwajdę książka „Niuniuś i niemiły pan” to także mrugnięcie okiem do nas, dorosłych. Żeby czasami odpuścić. Po prostu.
„Rok w domu” – obrazkowe książki dla dzieci wciąż na fali!
Byliśmy w muzeum, teraz wracamy do domu. A właściwie domów, wielu domów! Jeśli do tej pory śledziliście duże, grube i dość ciężkie książki obrazkowe, które przygotowało wydawnictwo Nasza Księgarnia, teraz znów będziecie mieli okazję trochę poopowiadać. Marta Kulesza, autorka książki „Rok w domu”, tekst ogranicza do niezbędnego minimum i trzeba przyznać, że robi to z doskonałym efektem. Najważniejszą rolę grają tu bowiem ilustracje, a właściwie wszystkie osoby, które na nich występują. Wiecie, co robią przede wszystkim? Mieszkają. W tych mieszkaniach oglądają zdjęcia, grają w szachy, rysują, gotują, jedzą, dbają o zwierzęta, ubierają choinkę. Bardzo często spotykają się też na zewnątrz. Robią mnóstwo fascynujących rzeczy! Tytułowy rok jest przedstawiony miesiąc po miesiącu. Widzimy więc, co bohaterowie robią w styczniu, lutym i w pozostałych miesiącach – aż do grudnia, gdy przygotowują się do świąt.
Wniosek? To świetna książka do czytania, oglądania i opowiadania!
Oczywiście przestawienie się z wypełnionych tekstem książek na książki, w których tekst odgrywa gościnną rolę, zwykle wcale nie jest takie łatwe. Dla mnie nie było. Ale gdy już poczujemy w sobie siłę tworzenia, to opowiadanie idzie jak z płatka! Jeśli jednak mimo wszystko się przejmujecie, że trudno będzie wam zacząć, bez obaw – na pierwszych stronach wszyscy bohaterowie nam się przedstawiają. Mówią, jak mają na imię, czym się zajmują, co lubią robić. Wszyscy razem mieszkają w kamienicy przy ulicy Gołębiej i wszyscy bardzo się lubią. A kiedy bardzo dobrze się im przyjrzycie, przekonacie się, że Witold, który porusza się na wózku inwalidzkim, uwielbia grać w szachy, a Oliwia, która jeszcze na początku roku jest w ciąży, w kwietniu nosi już maluszka w chuście. Na tej Gołębiej to jest cudownie!
Rymowana opowieść o przygodzie, czyli „Ślad natury”
Pierwszą wiosenną odsłonę cyklu zamykam lekturą, która jest pochwałą budzącej się do życia przyrody. W poprzednim zestawieniu książek dla przedszkolaków pisałam już o jednej rymowanej opowieści Benjamina Zephaniaha, ale teraz, gdy do naszej księgarni Natuli wjechała taka nowość, po prostu nie mogłam się powstrzymać! „Ślad natury” to bardzo prosta i oszczędna pod względem literackim książka o wszystkich niezwykłych rzeczach, które dzieją się na ziemi i pod ziemią. A dzieje się bardzo dużo! Dżdżownice mają ręce pełne pracy (serio, w końcu zasuwają z łopatami), pszczoły też ciężko pracują, gąsienice szykują się do pierwszego lotu nad łąką, ważki buczą, a biedronki fruwają. Ten literacki minimalizm wynagradzają jednak piękne rymy – gdy czytam, mam wrażenie, że to opowiadanie płynie samo, wszystko w nim jest zgodne, dźwięczne, mądre.
To nie jest jednak książka, którą szybko przeczytacie i odłożycie na półkę. Spójrzcie przecież na te ilustracje!
Ilustracje Nily Aye, które znajdziecie na kartach „Śladu natury”, są nie tylko doskonałym i spójnym uzupełnieniem rymowanej opowieści, ale przede wszystkim stanowią kolorowy, pełen szczegółów i radości przewodnik po naturze. Książkę, którą warto czytać dzieciom niezależnie od pory roku. Zobaczycie tu idealną współpracę zwierząt, roślin i… człowieka, który dba o to, by wszyscy i wszystko żyło, rosło, kwitło. „Kto ogrodu ma kawałek, nigdy w życiu nie jest sam” – pisze Benjamin Zephaniah, a ja podpisuję się pod jego słowami obiema rękami. No, czasem nie jest to łatwe, bo jeśli akurat z dziećmi dbamy o kawałek ogrodu, to mamy zbyt brudne ręce, by zatwierdzać postulaty. Ale ma rację! I to piękne przesłanie na rozpoczynającą się właśnie wiosnę. Pielęgnujcie, czytajcie, bawcie się. Widzimy się za miesiąc!