Kategorie
Wychowanie

„Znów krzyczałam na dzieci”. Porzucić wyrzuty sumienia, zerwać z poczuciem winy

Poczucie winy w rodzicielstwie jest nieuchronne, zwłaszcza jeśli nastawiamy się na bycie idealnym rodzicem. Nauczmy się wybaczać sobie, szukać przyczyn swoich niepowodzeń. Zamiast wyrzutów sumienia, skupmy się na rozwiązaniach. A czasem trochę odpuśćmy.

Zaczynam wieczorne samobiczowanie

Wieczór, może bardzo późny. Dzieci śpią słodko jak aniołki, oddychają miarowo, rozchylone usteczka przypominają cukierek malinowy. Do schrupania. Naprawdę mam ochotę je zjeść – teraz przeogromnie czule, ale parę godzin wcześniej o mało nie pożarłam ich z wściekłości. Myślę o całym dniu i zaczynam samobiczowanie „Jak mogłam?”.

Pierwszy bat za gorzkie słowa – może i przesadziły, może i traktowały się nawzajem nieładnie, a jednak to ja ostatecznie potraktowałam ich wszystkich najgorzej. Drugi za kwaśną minę, gdy córka chciała zrobić mi czwarty tego dnia występ z piosenkami – ona do mnie z darem, a ja ją niemal odtrąciłam.

Trzeci za stres przy wychodzeniu na basen. Pospieszże się dzieciaku, na litość! Czy ty zawsze musisz się tak grzebać? Wszyscy wiecznie na ciebie czekamy! Zbędne, niepotrzebne, oskarżające i raniące słowa, wyrzucone z prędkością karabinu maszynowego tylko po to, by sobie chwilowo ulżyć. Czwarty za awanturę przy wieczornym sprzątaniu. Wróć, sprzatania nie było, awantura z tego powodu – owszem.

Piąty za całodzienne zrzędzenie. Czy wy musicie tak bałaganić? Gdzie nie pójdę, wszędzie zabawki w tym domu. Chlew i syf jak okiem sięgnąć. Czy ja jestem waszą służącą? Ile razy prosiłam o odkładanie brudnych ubrań do kosza w łazience? Demotywujące zdania, zatruwające atmosferę w całym domu.
Szósty, siódmy, ósmy – z rozpędu, powody nasuwają się same, byłam kiepska, zła, słaba, nic mi nie wychodziło.

Jeśli mam jeszcze resztkę sił i odrobinę nadziei, obiecuję sobie, że jutro będzie lepiej, inaczej, wszystko naprawię, będę starać się ze wszystkich sił.

Nowa dyscyplina. Ciepłe, spokojne i pewne wychowanie od małego dziecka do nastolatka

Jak być przewodnikiem dziecka i odpowiedzialnie orientować je w tym chaotycznym świecie. 
Autor mówi: rodzice, nie warto wdawać się w negocjacje, ciągle prosić, stawiać tylu pytań. Mamy inne rozwiązania, znacznie skuteczniejsze i korzystniejsze dla naszych relacji z dziećmi. Stoi za nimi nowa dyscyplina. I wcale nie trzeba być przy tym surowym.

CHCESZ? KLIKNIJ!

Tak jakbym się dziś nie starała

Zatem kiedy przychodzi jutro, jestem w tym samym miejscu. Polegam przy pierwszej, góra drugiej próbie bycia wspaniałą mamą. Kolejnego wieczora bat leży  znów przy łóżkach dzieci, gotowy do użycia.

Bo biczowanie się nie działa. A w zasadzie działa, ale nie tak, jakbyśmy chcieli. Działa jak kara – wyrównuje rachunki (zawiniłam, odpokutuję, nie ma tematu), skłania do pogrążania się w trudnych emocjach zamiast do szukania rozwiązań. Do wytyczania sobie realnego celu.

Bo – niestety – jakkolwiek wzniośle brzmiałoby postanowienie „od jutra wszystko będzie inaczej”, jest ono raczej nierealne. Schematy, utarte ścieżki, którymi podążam, nawyki, przyzwyczajenia, oswojone sposoby reakcji – to wszystko wrastało we mnie latami i nie odpadnie ot tak, przez noc.

Uwaga! Reklama do czytania

Świąteczne opowieści Krasnalka

Czyli o tym, jak widzialni i niewidzialni mieszkańcy lasu witali zimę, czekali na święta i jak podpatrywało to pewne dziecko.

CHCESZ? KLIKNIJ!

Jutro będzie dokładnie tak samo, chyba że:

1. Porzucę wyrzuty sumienia

Są zupełnie niekonstruktywne. Powodują użalanie się nad sobą, gorzkie myśli i biczowanie właśnie. Zaczynam myśleć o sobie jako złej matce, co naprawdę nie pomaga przezwyciężać słabości („skoro i tak jestem kiepska…”).

Nie chodzi o to, byśmy udawali, że nic się nie stało. Stało się, owszem – może czasem poważnie i niedobrze się stało, ale wyrzuty sumienia nie pomagają nikomu. Ani oskarżającemu się rodzicowi, ani dziecku, któremu być może rodzic za wszelką cenę próbuje jakoś wynagrodzić zadane cierpienia, gdy ono dawno wybaczyło i chce budować relację na nowo.

Porzucam więc wyrzuty, ale nie pamięć. Pamiętam, co się stało, i pamiętam jak dotknęło to i mnie, i dzieci. Pamiętam, bo chcę zrobić co w mojej mocy, by tego nie powtórzyć.

2. Wybaczę sobie

Wybaczam swoim dzieciom ich potknięcia, ich błędy, szukam przyczyn i potrzeb, które nimi powodowały, próbuję zrozumieć, staram się zakładać, że działają najlepiej jak potrafią… Nie ma żadnego powodu, abym nie zasługiwała dokładnie na to samo. Tak, nawet jeśli to był pięćdziesiąty raz.

Uwaga! Reklama do czytania

Granice dzieci i dorosłych

Prosta w zastosowaniu koncepcja granic osobistych pomaga porozumiewać się i współpracować z dzieckiem, unikać nieporozumień i codziennych dramatów.

Odwiedź księgarnię Natuli.pl

3. Poszukam przyczyn

Co mnie wyprowadziło z równowagi i sprawiło, że zachowałam się właśnie nie tak, jak chciałam? Może jestem od tygodnia „uwięziona” w domu z powodu chorób, a moja jedyną atrakcją jest trwająca kwadrans wizyta w pobliskim spożywczaku? Być może dużo się ostatnio dzieje i jestem zwyczajnie przemęczona? A może jakieś konkretne zachowanie dzieci uruchamia moje lęki, obawy (oni się ciągle biją, to na pewno moja wina, że nie umiem ich wychować; on mnie lekceważy, nie pozwolę na takie zachowanie!) i sprawia, że reaguję gwałtowniej, niż wymaga tego sytuacja?

Szukam przyczyn nie po to, by się wybielić, i usprawiedliwić, lecz by w miarę możliwości wygładzić sobie drogę prowadzącą do zmian. A jeśli przyczyn usunąć się nie da (bo dzieci chorują od tygodnia i będą pewnie chorowały kolejny), to może obniżyć standardy tam, gdzie to możliwe (zamiast dwóch bajeczek pozwolę na sześć, zabawki rozsunę na bok, zamiast sprzątać, nie zerwę się skoro świt, by doprowadzić dom do ładu).

Tak, wiem, banał – a jednak czasem pomaga samo uświadomienie sobie istoty trudności i poczucie, że jest jakieś światełko w tunelu. Nie jestem kiepska, jestem przemęczona. Będę starać się przetrwać trudny czas jak najspokojniej, ale potknięcia nie definiują mnie jako rodzica.

4. Skupię się na rozwiązaniach

Jeśli coś nie działa, nie róbmy tego wciąż i wciąż. Jeśli codziennie zrzędzę o to samo, a to nie znika (tak, przyjmijmy, że to wszechobecny bałagan), to ewidentny znak, że zrzędzenie jest stratą czasu i energii. Muszę spróbować inaczej:

  • Dogadać się z dziećmi, która przestrzeń w domu jest nietykalna i nie mają do niej wstępu zabawki (a jeśli mają, to chwilowo i pod rygorem obowiązkowego sprzątnięcia ich po zabawie)?
  • Ustalić konkretne zasady, np. że zabawki mogą być wszędzie, ale kiedy nadchodzi wieczór, wszyscy angażują się w odłożenie ich na miejsce?
  • Obniżyć standardy (mając mniejsze dziecko), zagryźć zęby i przeczekać, aż wyrośnie z wieku, w którym wszędzie dobrze, gdzie jest mama – a więc chodzę wszędzie tam, gdzie ona, a ze mną chodzą moje zabawki?

Zamiast zatrzymywać się na tym, jak się złoszczę, jak dzieci mnie denerwują, jakie to wszystko jest irytujące, pójdźmy o krok dalej. Warto spojrzeć bez emocji (a więc, gdy emocje opadną). Wtedy łatwiej jest odnaleźć potrzeby obu stron (ja potrzebuję ładu i porządku, a moje dzieci są znudzone tygodniowym pobytem w domu z powodu choroby i usiłują sobie zapewnić rozrywkę). Potrzeby niemal zawsze dają się pogodzić. Trzeba je tylko znaleźć, nazwać i zastanowić się, w jaki inny sposób można na nie odpowiedzieć.

5. Wyznaczę sobie konkretne, małe cele

Będę lepszą matką to cel ogólny i niesprecyzowany. Zderza się z pierwszą lepszą sytuacją, już od rana. Bo cóż takiego robi lepsza matka, gdy dziecko pluje herbatką na brata? Konkretnych celów można niemal dotknąć. Policzyć, poczuć, zobaczyć.

Przykłady takich konkretnych celów to:

  • Będę jasno mówić, co mi się nie podoba, bez napadania na dzieci i krzyczenia na nie.
  • Będę się starała wychodzić wcześniej, żeby uniknąć pośpiechu, który tak mnie stresuje.
  • Zajmę się jedną, dwiema najbardziej palącymi sprawami. Na nich się skupię. A dopiero kiedy uda mi się znaleźć i przyswoić rozwiązania (czyli np. wcześniejsze wychodzenie stanie się moim nawykiem), zajmę się następnymi.

6. Zacznę dostrzegać to, z czym sobie poradziłam i świętować swoje zwycięstwa

Chciałam nawrzeszczeć, ale wysłuchałam w spokoju. Miałam chęć zabrać przedmiot sporu, ale dałam dzieciom wsparcie, aby same doszły do porozumienia. O mało nie powiedziałam, że nic mnie to nie obchodzi, ma być jak mówię i już, a mimo to przyjęłam odmowę ze strony dziecka. Nawet jeśli zdarza mi się to raz na dziesięć, to są moje sukcesy. Mam prawo się nimi cieszyć, bo robię coś ważnego – odrywam od siebie przyrośnięte dawno schematy!

Avatar photo

Autor/ka: Małgorzata Musiał

Na co dzień pracuje w toruńskim stowarzyszeniu Rodzina Inspiruje!, prowadząc warsztaty dot. wychowywania, realizując program „Szkoła dla rodziców” i organizując eventy dla rodzin z małymi dziećmi. Jest doradczynią noszenia w chustach oraz jednym z niewielu w Polsce mentorem grup SAFE, profesjonalnie wspierającym świeżo upieczonych rodziców. Skończyła studia pedagogiczne, jednak największym polem doświadczalnym jest dla niej – rzecz jasna – matkowanie trójce potomków. Tym doświadczeniem dzieli się na blogu www.dobrarelacja.pl


Mądry rodzic, bo czyta…

Sprawdź, co dobrego wydaliśmy ostatnio w Natuli.

Czytamy 1000 książek rocznie, by wybrać dla ciebie te najlepsze…

8 odpowiedzi na “„Znów krzyczałam na dzieci”. Porzucić wyrzuty sumienia, zerwać z poczuciem winy”

Bardzo fajny tekst. Zastanawiam się czasem, czy da się zupełnie wyeliminować wyrzuty sumienia, czy są one przypisane statutowo do roli rodzica. Moim sposobem na trudne sytuacje, na tornada i armagedony, jest wyhamowanie i uświadomienie sobie, że tylko traktowanie dzieci jak równych sobie partnerów może pomóc, choćby dlatego, że dzieli problem pomiędzy wszystkich domowników. Niektórych sytuacji nie da się „posprzątać” samodzielnie. Warto o tym pamiętać. Nakazy, zakazy średnio działają na dzieci, które są zmęczone czy znudzone albo mają wszystkiego dość. Ale kiedy czują na sobie „ciężar” odpowiedzialności za atmosferę w domu, za swoje i rodziców samopoczucie, chętniej współpracują, a nam łatwiej poradzić sobie ze zmęczeniem, irytacją. One czują się ważne, my możemy być sobą, a nie złym policjantem. Kurz opada i wszystko wraca do normy ;)

Potrzebny był mi ten tekst, dziękuję. Za mało mówi się o tym, że też popełniamy błędy. A wyrzuty sumienia zabijają, niszczą relację z dzieckiem, mężem i samym sobą. Podminowana wyrzutami sumienia, poczuciem winy jestem coraz bardziej zmęczona i spirala złości już na starcie się nakręca zamiast się zatrzymać. Bo „każe się” nam być idealnymi matkami a ja sama nakazuję sobie najbardziej. Nawet jak się mówi, że nie, wciąż nam się to narzuca – rodzice, przyjaciele, sąsiedzi… wszechobecne pouczanie „a ja to z moimi dziećmi robię tak”…

dobrze napisane, bez zbednego moralizowania, bez wyimaginowanych przykladow z zycia, jakich pelno na roznych portalach. lubie takie konkretne i wiarygodne teksty! DZIEKI!

Pięknie napisany artykuł, zarówno forma jak i treść. Wybija się na tle niestety tak wielu powierzchownych, banalnych tekstów dot. wychowania, budowania relacji z dziećmi na DsW.

A może dlatego, ze nie jesteśmy na to przygotowane, na ta cierpliwość nieubłagana, na te krzyki radości, rozpacz wtedy kiedy ty jesteś w innym nastroju, na to ciągłe jesteśmy do waszej dyspozycji, bo ode mnie zależy wasze życie… I tak można wymieniać. Czy lepiej byś się czuła, pewniej, gdybyś miała więcej takich sytuacji, prób z innymi dziećmi, lekcji, zajęć, obserwowania pociech innych, rozwiązywania codziennych problemów przez innych rodziców, żebyś nie musiała uczyć się na swoich dzieciach?

Trudno zrozumieć ten komentarz. Może przez kłopoty z interpunkcją…?
Natomiast sam artykuł bardzo pożyteczny! Czytałam go tak, jakby był napisany przez kogoś obserwującego mój dom z ukrycia :) Świetny i mądry tekst z praktycznymi radami, możliwymi do wprowadzenia w życie.

Ja mam wyrzuty sumienia straszne. Syn, gdy był w wieku do właściwie 4 lat był bardzo ruchliwy chyba nadpobudliwy. Gdy skończył 11 miesięcy przestał spać w dzień wiec po południu był już zmęczony, rozdrażniony, nie pracowałam, zajmowałam się nim, gdy mąż był w pracy i nie wytrzymywałam. Z perspektywy czasu uważam, że mógł iść choć na kilka godzin do przedszkola, ale uważałam, że lepiej w domu. Często zdarzało mi się krzyczeć na niego choć tego nie zauważyłam kiedy sąsiadka powiedziała mi, ze jestem okropna matka, bo wrzeszczę na syna. Wstrząsnęło to mną bardzo od tamtej pory wszystko się zmieniło. Starałam się bardzo, syn poszedł do przedszkola a ja do pracy miałam więcej cierpliwości choć podnoszenie głosu czasem się pojawia. Nie umiem sobie wybaczyć, że krzyczałam jest mi przykro, że nie umiałam sobie z nim poradzić a właściwie ze sobą… żyje w ciągłym poczuciu winy… dodatkowo bez wyraźnej medycznej przyczyny nie możemy mieć więcej dzieci i żyje z myślą, ze nie mogę mieć właśnie dlatego, ze jestem okropna matka ….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.