„O ileż cenniejsza niż wszystkie zasady tego świata jest odrobina człowieczeństwa”
Rozmowa o granicach często zamienia się w rozmowę o zasadach. Tymczasem Jesper Juul proponuje, aby zamiast pytać „Co wolno, a czego nie wolno dzieciom?” zadać sobie pytanie: „Na czym mi, jako rodzicowi, zależy i jakie to ma konsekwencje dla mojego dziecka?”. Jeśli chcę przekazać moim dzieciom jakieś normy, ważne dla mnie wartości, istotny jest sposób, w jaki to zrobię.
Skupiając się na tym, co wolno, a czego nie, niejednokrotnie przekazuję dzieciom skostniałe zasady, utarte schematy funkcjonujące z pokolenia na pokolenie. Nierzadko przekazywane są one autorytarnie – wszak rodzic chce być autorytetem w oczach swoich dzieci. Jeszcze jakiś czas temu to był jedyny słuszny i znany mi model „wyznaczania granic”.
Porozumienie bez Przemocy pokazało mi jednak, że można inaczej. Opisany wyżej sposób przekonywania o swoich wartościach często narusza integralność dziecka, pomija jego uczucia, potrzeby, opinie. Nie uczę wówczas szacunku wobec drugiego człowieka, choć na tym mi zależy, ale uczę respektować swoją władzę rodzicielską, z którą się nie dyskutuje. Jednocześnie, lekceważąc granice dziecka, pokazuję, że można lekceważyć granice innych ludzi.
Uwaga! Reklama do czytania
Granice dzieci i dorosłych
Prosta w zastosowaniu koncepcja granic osobistych pomaga porozumiewać się i współpracować z dzieckiem, unikać nieporozumień i codziennych dramatów.
Stawiać czy pokazywać granice?
Jeżeli jednak pójdę drugą ścieżką, to najpierw zweryfikuję wszystkie zasady tego świata i sprawdzę, czy na pewno są mi one bliskie – i czy na pewno warto je pokazywać dzieciom. Tu pojawia się kluczowe z perspektywy Porozumienia Bez Przemocy rozróżnienie – stawiać czy pokazywać dzieciom granice? Ja wybieram pokazywanie. Jak to się odbywa?
Mogę np. kultywować w swoim domu zasadę „Nie wolno skakać po łóżku”. Zadaję sobie pytania: czyja to zasada? O co mi chodzi, kiedy to mówię? Czy to brzmi wiarygodnie dla moich kilkuletnich córek?
Wolę raczej powiedzieć: „Nie chcę, żebyście skakały po łóżku, bo stoi tuż przy kaloryferze i boję się, że zrobicie sobie krzywdę. Jeśli chcecie nadal skakać, poszukajmy bezpieczniejszego miejsca”.
Ktoś zapyta – i jaka to różnica, skoro chodzi o nieskakanie?
- Po pierwsze – granica przestaje być nakazem/zakazem z nieodłącznym elementem kary i przymusu – a więc znika strach i relacja władzy.
- Po drugie – posługiwanie się językiem osobistym sprawia, że normy, które pokazuję, stają się bliższe dziecku. Słyszy ono wtedy: „Aha, mamie na tym zależy, to jest dla niej ważne”.
- Po trzecie – jestem bardziej autentyczna – przecież nie chodzi mi o zakaz skakania, ale o bezpieczeństwo, spokój, itp.
- Po czwarte – nie naruszam granic, integralności dziecka, unikam zdania: „ile razy mam wam jeszcze powtarzać”, sugerując, że moje dzieci są może jakieś głupiutkie, skoro tyle razy mam powtarzać tę samą prośbę.
Pokazywaniu granic służy zatem język jak najbardziej osobisty. Z tej perspektywy granice będą tym, co lubię, a czego nie; tym, czego chcę i czego nie chcę; tym, co mi się podoba lub nie, tym, na co się zgadzam lub tym, czego nie przyjmuję.
Konsekwencja jest przereklamowana
Jesper Juul pisze też o tym, że osobiste granice mogą się zmieniać. Nie ciąży więc nade mną przymus świętej i nienaruszalnej konsekwencji – nie dotyczy to oczywiście wartości kardynalnych, ale spraw codziennych – często. Jednego dnia chcę się zgodzić na gonitwę pełną wrzasków z zastosowaniem rozmaitych przedmiotów dobrze brzmiących (garnki, łyżki, dzwonki itp.), a innego mogę nie mieć na to ochoty. Mówię wtedy o tym z szacunkiem i gotowością przyjęcia złości i frustracji moich córek, bez obarczania ich odpowiedzialnością za swoje zachowanie i moją decyzję. (Wczoraj mogły, a dziś nie? Dlaczego? Przecież dzieciom potrzebne są stałe granice! – podpowiada mi w głowie głos pokoleń.) Ale czy człowiek jest stały, od początku do końca zawsze jeden i ten sam, nie zmienia się…? Czy granice są dla człowieka, czy człowiek dla granic?
Wyznaczać własne granice
Rozumiem dobrze tę rodzicielską niepewność i strach, że bez granic dziecko wyrośnie na egoistę czy małego terrorystę, ale jednocześnie jestem przekonana, że rozwiązanie dylematu „stawianie” czy „pokazywanie” granic ma tutaj decydujący wpływ.
- Kiedy pokazuję swoje osobiste granice nie naruszając granic innych osób, troszczę się o własne potrzeby. Uczę wtedy moje dzieci takiego sposobu postępowania. Chcę pokazywać, że „moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka” ( A. de Tosquevill). To są naturalne granice – nie trzeba ich zatem “stawiać” czy “wyznaczać”.
- Kiedy szanuję dzieci i wspólnie z nimi szukam rozwiązań, tym samym uczę je szacunku do innych ludzi i ich granic. Unikam argumentu „nie, bo nie”, wolę czasem powiedzieć “nie wiem”, bo jest prawdziwe i ludzkie. Kiedy bezosobowe reguły zastępuję osobistym granicami, dzieciom łatwiej się odnieść do człowieka niż do sztywnych, niezrozumiałych zasad.
- Kiedy troszczę się o granice własne i moich dzieci, buduję przestrzeń pełną zaufania i bezpieczeństwa. Mam nadzieję, że wynosząc z domu takie doświadczenie, gdy ktoś przekroczy ich granice, będą potrafiły to rozpoznać i o nie zawalczyć.
Zatem „odrobina człowieczeństwa”, traktowanie dziecka i jego zdania równie poważnie, jak swojego własnego, pomagają mi w pokazywaniu wartości i norm, które są mi bliskie. W kształtowaniu przekonania o tym, że granice warto szanować, a nawet bronić ich – zarówno swoich, jak, i cudzych.
Uwaga! Reklama do czytania
Jak zrozumieć się w rodzinie
Książka, która pomoże ci mówić do siebie życzliwie, wyrażać swoje potrzeby i słuchać innych.
Autorka jak reżyser filmowy śledzi przebieg zwykłych rodzinnych wydarzeń, które często przeradzają się w małe dramaty, kłótnie bez celu, frustracje i nerwy. Nagle woła „STOP” i analizuje, co właściwie się stało. Dzięki temu możemy przyjrzeć się własnym zachowaniom i komunikatom, odkryć faktyczne potrzeby oraz prześledzić punkty, w których rodzi się konflikt i niezrozumienie.
Książka napisana jest prostym językiem, bo komunikacja w rodzinie powinna być prosta. Zamiast udawać, oczekiwać, robić uniki – lepiej nauczyć się mówić jasno o swoich uczuciach i potrzebach. Ważne, by umieć je również dostrzegać u innych.