Kategorie
Adaptacja przedszkolna Dziecko Rozwój emocjonalny

Dlaczego adaptacja do przedszkola bywa trudna i co z tym zrobić?

Czy adaptacja do przedszkola musi być trudna, wiązać się z płaczem i zostawianiem dziecka w placówce pomimo jego protestów? Bywają już przedszkola, w których jest inaczej. Bywają też dzieci, którym szczególnie trudno jest się zaadaptować. Czemu dzieci płaczą i co możemy zrobić, żeby ułatwić adaptację?

Niestety, spora część społeczeństwa, w tym część kadry przedszkolnej, wyznaje przekonanie, że musi tak być. Jako bliskościowy rodzic dziecka wrażliwego sensorycznie i psycholożka zderzyłam się ze ścianą przekonania, że pozostając w szatni z moim dzieckiem dłużej niż kilka minut, ulegam jego zachciankom i daję sobą manipulować. Psycholożka i pani dyrektor nerwowo zaglądały do szatni podczas naszych pożegnań. Nie było mowy o towarzyszeniu dziecku w sali przedszkolnej. Zaś podsuniętej książki o Self-Reg przedszkolna psycholożka nie tknęła. 

Przez jakiś czas udawało mi się nastawić synka pozytywnie do wejścia do sali dzięki zabawie w budowanie niewidzialnej zbroi Transformersa. Jednak w którymś momencie hałas panujący w przedszkolu (w tym pokrzykiwanie pań) i atmosfera żelaznej dyscypliny sprawiły, że tzw. „opór przed przedszkolem” wzrósł maksymalnie. Nasze pożegnanie trwało godzinę, wychowawca zabrał mi z objęć płaczące dziecko, a ja bezsilnie wyszłam. Stałam potem w parku obok, płacząc. 

Po tym zdarzeniu podjęłam decyzję, aby zrezygnować z przedszkola. Od dyrektor placówki usłyszałam: „No, daje pani dziecku porządzić”. A ja miałam do siebie żal, że nie postawiłam granic mocniej i wcześniej, a zwłaszcza w momencie zabierania mi dziecka na siłę (tak, psycholog też nie zawsze sobie ze wszystkim radzi). Jedyne, co mogę powiedzieć to to, że czułam na sobie tak dużą presję personelu i stres, że… się poddałam. Wyobrażam sobie tylko, co w takim razie mogło czuć moje dziecko. 

Opór czy panika?

W ulotce na temat trzylatków w przedszkolu przekazanej rodzicom na zebraniu w przedszkolu przez Poradnię Psychologiczno-Pedagogiczną przeczytałam: „Faza adaptacji zakłada opór, płacz przed przyjściem do przedszkola lub w trakcie pobytu, przy rozstaniu z rodzicem, a także pojawiające się trudności z jedzeniem, ze spaniem (z zasypianiem, budzeniem się w nocy), występowanie zachowań opozycyjnych, nawet agresywnych, konflikty z rówieśnikami, odmowę zabawy z rówieśnikami, odmowę udziału w zajęciach, okresowo występujące moczenia, dolegliwości bólowe”. 

Moim zdaniem to nie opór, tylko panika. Reakcja walki lub ucieczki wywołana silnym stresem. A kiedy dziecko widzi, że ona nic nie daje – reakcja zamrożenia albo nawet dysocjacji. W tym drugim przypadku może się wydawać, że dziecko dostosowuje się do życia przedszkolnego. Jednak, jak pisze Magdalena Trzewik, jedna ze współautorek książki Jak zrozumieć małe dziecko, „dziecko najprawdopodobniej w końcu przestanie płakać, najczęściej jednak nie z powodu zwiększenia poczucia bezpieczeństwa czy komfortu, ale rezygnacji” [1]. Dziecko, które przestaje płakać, bo nikt nie wziął pod uwagę jego emocji, pozostaje bezsilne i poranione. 

Uwaga! Reklama do czytania

Wild child, czyli naturalny rozwój dziecka

Książka o rozwoju dziecka 2-5 lat. Praktyczne rozwiązania na najczęstsze rodzicielskie wyzwania.

CHCESZ? KLIKNIJ!

Adaptacja czy przymusowa socjalizacja bez względu na to, co czuje dziecko?

Sformułowanie „opór” przywodzi na myśl skojarzenie z czymś, co trzeba przełamać. I nie przejmować się, kiedy dziecko go przejawia, bo przecież musimy je zsocjalizować. Tymczasem dziecko, które płacze przy rozstaniu, a także to, które przejawia agresję i wchodzi w konflikty, w środku cierpi. Daje temu cierpieniu wyraz taki, jak potrafi. Sygnalizuje: „Jest mi źle. Jestem przytłoczony/a i nikt mi nie pomaga”.

Bywa, że nie tylko nikt nie pomaga, ale na dodatek ktoś z dorosłych przykleja mu etykiety: „opór”, „niegrzeczne dziecko”. Zamiast pomocy w samoregulacji dostaje od dorosłych sygnał, że tak się nie robi i nie wolno. Czasem towarzyszy temu na dodatek komunikat, że „wstyd tak płakać”. Niestety, taki przekaz dzieci otrzymują nie tylko bezpośrednio. Dostają go także np. ucząc się w placówkach wierszyków lub piosenek typu „Jestem sobie przedszkolaczek, nie grymaszę i nie płaczę”.

W książce Cud rodzicielstwa Shai Orr stawia trudne pytanie: „Dlaczego rodzice – w kółko, mimo wielu zmian scenerii, mimo rozwoju nauki i cywilizacji – z pokolenia na pokolenie pozwalają swoim dzieciom przechodzić przez cierpienie podobne do tego, które oni sami przeżywali jako dzieci?” [2]. Moim zdaniem jest ono warte zastanowienia. Przy czym nie dotyczy ono w moim odczuciu jedynie rodziców, ale wszystkich, którzy mają styczność z dziećmi. Czy naprawdę adaptacja musi być taka trudna i bolesna dla dziecka? Czy jako społeczeństwo musimy dzieciom fundować takie wątpliwe „atrakcje” na początku ich drogi do szerszego świata i bycia w grupie?

Inaczej

Byliśmy też w innym przedszkolu – leśnym, bliskościowym. Tu adaptacja przebiegała inaczej – przez dowolny czas rodzic mógł towarzyszyć dziecku w spacerach po lesie. Powoli mój synek nabierał zaufania do wychowawców i się z nimi zaprzyjaźniał. Dzieci w grupie było mało. A zabawy w lesie i mnóstwo aktywności fizycznej oraz drewniany wystrój kopuły, w której dzieci przebywały pomiędzy wyjściami, koiły wrażliwy układ nerwowy mojego dziecka.

Miałam też przyjemność prowadzić warsztaty w kilku bliskościowych przedszkolach. Tym, co zwracało moją uwagę, była dobra i spokojna atmosfera oraz wnętrza bez nadmiaru kolorowych ozdób, często utrzymane w tonacji bieli, beżu, zieleni – kolorach natury. Takie warunki niekoniecznie oznaczają, że każde dziecko wejdzie w świat rówieśników i zorganizowanych aktywności bez kłopotu. Jednak znacznie zwiększają prawdopodobieństwo, że tak będzie. 

Adaptacja przedszkolna, opór” – popatrzeć inaczej

Adaptacja przedszkolna to ważny okres w życiu małego człowieka. Dzięki temu, że wkracza do większej grupy, ma szansę rozwinąć się w różnych obszarach. Potrzebuje do tego jednak poczucia bezpieczeństwa, a zadaniem dorosłych jest mu to poczucie bezpieczeństwa zapewnić. Przy czym nie chodzi jedynie o bezpieczeństwo fizyczne, ale także emocjonalne.

Kiedy więc dziecku jest trudno wejść do grupy i bardzo się przed tym wzbrania, dobrze jest się przyjrzeć temu, zadając sobie pytania: Dlaczego tak się dzieje? Co wywołuje alarm w jego układzie nerwowym? A potem warto szukać rozwiązań, które ten alarm wyciszą. Dla każdego dziecka odpowiedź na postawione powyżej pytania może być nieco inna, inne też może być rozwiązanie.

Jednak chcę tu wyraźnie zaznaczyć, że zalecane nieraz przez kadrę „szybkie pożegnania” (czytaj: zabieranie płaczącego dziecka do sali), instrukcje, by przestał płakać, bo dzieci się będą śmiały i tym podobne działania raczej alarmu nie wyciszą. Wręcz odwrotnie. Tak naprawdę są przemocowe. Wywołają w dziecku utratę poczucia bezpieczeństwa i jeszcze większy alarm w układzie nerwowym.

Przykre odczucia z nimi związane zaś zapiszą się długo w pamięci dziecka, wpływając negatywnie na jego poczucie wartości i zaufanie do świata i dorosłych. Być może jeszcze bardziej utrudnią proces adaptacji, bo kontakty z przedszkolem skojarzą się z czymś trudnym i nieprzyjemnym. 

Niuniuś i serce przedszkolaka

Przedszkole jest fajne, ale rozstanie z rodzicami bywa naprawdę trudne. Na szczęście mama zna magiczną sztuczkę, która za każdym razem koi serce Niuniusia. Jaką? Książka ze wspierającą historią i skryptem wzorcowej adaptacji, który wzmocni dzieci, rodziców i nauczycieli.

Adaptacja – co przeciąża układ nerwowy i wywołuje alarm?

Każde dziecko (i każdy dorosły) ma inną wrażliwość i reaktywność na stres. Dzieci, które adaptują się łatwo, prawdopodobnie mają niższą reaktywność na stres niż te, którym z adaptacją ciężej. Nie zawsze łatwo to odkryć, bo dla każdego z nas co innego jest źródłem stresu. To często zmienia się także w ciągu dnia, tygodnia itd.

Przyjrzyjmy się jednak przykładowym rzeczom, które podczas adaptacji mogą stanowić źródło stresu i trudności dla wielu dzieci (a które dość łatwo można by wyeliminować, ułatwiając dzieciom przedszkolną przygodę). Stuart Shanker, twórca podejścia Self-Reg, dzieli stresory na 5 obszarów, które umożliwiają poszukiwanie przyczyn trudności [3]. Przyjrzymy się im poniżej. Podpowiemy też jak zminimalizować stres w poszczególnych obszarach.

Adaptacja do przedszkola a obszar biologiczny

To obszar zmysłów i wszystkiego, co związane z ciałem. Tu typowymi stresorami w przedszkolu są: hałas i nadmiar bodźców wizualnych, a także zapachy, dotyk, uczucie głodu, temperatura otoczenia, oświetlenie, konieczność długiego pozostawania w bezruchu. 

Warto więc wybierać przedszkola, które używają stonowanych kolorów (układ nerwowy koją kolory natury) i naturalnego oświetlenia, raczej ciche (zajęcia rytmiki z głośną muzyką dla niektórych dzieci są katorgą, a u większości zwiększają pobudzenie i podenerwowanie), z mniejszymi grupami dzieci. Jeśli dziecko ma duże trudności, warto się przyjrzeć profilowi sensorycznemu (samodzielnie, czytając książki o integracji sensorycznej lub robiąc diagnozę).

Adaptacja do przedszkola a obszar emocji

Czas adaptacji to czas pojawiania się wielu nowych, skomplikowanych, a także nieraz mieszanych uczuć. Wszystkie intensywne emocje (nawet te postrzegane jako „pozytywne”, czyli np. ekscytacja i zaciekawienie) mogą wywołać alarm w układzie nerwowym. Zwłaszcza, jeśli są nieświadome i niezrozumiałe.

Szukajmy przedszkoli, w których emocje są ważne, gdzie kadra pomaga się dzieciom je nazywać i znaleźć przyczynę, a także daje się czas na ich wybrzmienie i koi, a nie lekceważy i przejawy emocji kwituje słowami „nie wolno” czy „nie płacz”. Aby pomóc wyregulować emocje, nieraz wystarczy chwila zrozumienia i empatii.

Często dobrze jest emocje nazwać i „oswoić”. Dziecko często przeżywa mieszankę przeróżnych emocji – np. równocześnie lęk i ekscytację oraz zaciekawienie. Wtedy warto zaadresować te emocje, które stoją na przeszkodzie. Możemy np. nazwać obawy i poszukać rozwiązania: „Widzę, że trochę się martwisz, czy dzieci cię polubią? Jestem przekonana, że tak”. Następnie postarajmy się uwypuklić te emocje, które sprawią, że dziecko będzie chciało wejść do sali, np. „Widzę, że jesteś też trochę zaciekawiony/a. Jak myślisz, co dzisiaj ciekawego się będzie działo?”.

Jednak bywa też, że dziecko w silnych emocjach przytłoczy rozmowa o emocjach i nasze wyjaśnienia. Wtedy warto skupić się na kojeniu bez słów – empatyczną obecnością, łagodnym spojrzeniem, dotykiem. 

Adaptacja do przedszkola a obszar poznawczy

Tu także pojawia się wiele nowych wyzwań. Mnóstwo nowych informacji, mnóstwo rzeczy do przyswojenia i zrozumienia. Warto się przyjrzeć, jak dziecko funkcjonuje poznawczo, co jest dla niego trudne. Stresorem według Stuarta Shankera jest także sam akt koncentracji i przetwarzania uwagi, a myślenie jest czymś, co angażuje nie tylko umysł, ale też całe ciało. Szukajmy przedszkoli, które dzieci nie przytłaczają nadmiarem informacji i bodźców, w których dzieci uczą się przez zabawę i mają czas na własne aktywności.

Stresorem w tym obszarze mogą być też chaos i nieprzewidywalność (ale też dla niektórych dzieci – nadmierna sztywność, rutyna i duża liczba niezrozumiałych dla nich zasad). Podczas adaptacji dziecko często przeżywa stres związany z niewiedzą i zrozumieniem wszystkiego co się dzieje. Można więc przygotować je czytając mu książeczki i wyjaśniając, co się będzie działo i dlaczego (jednak przyglądajmy się, jak dziecko reaguje na te rozmowy i czy nie przysparza mu to dodatkowego stresu, bo dzieci są różne). 

Adaptacja do przedszkola a obszar społeczny

Nie jest łatwo wejść do dużej grupy dzieci, zwłaszcza jeśli wprowadza nas nieznajoma nam osoba. Dodatkowo, jeśli inne dzieci są głośne, wchodzą w konflikty czy płaczą, a nasze dziecko słyszy z sali obok podniesiony głos wychowawczyni lub czuje na sobie dość ostre spojrzenie pani (która być może też przeżywa stres związany z grupą nowych dzieci, hałasem, ich płaczem itd.), z którą ma za chwilę pójść za rękę do sali, ten stres może być jeszcze większy. Do tego wszystkiego, rodzic, który daje dziecku poczucie bezpieczeństwa, ma za chwilę zniknąć. Pierwszy dzień jest więc źródłem stresu, nawet jeśli wcześniej nasze dziecko bawiło się chętnie z innymi dziećmi na placu zabaw (ale tu miało wybór z kim i jak się bawi oraz zawsze mogło wrócić do rodzica). 

Szukajmy przedszkoli, w których adaptacja odbywa się powoli, w przyjaznej atmosferze. Dajmy czas, by oswoiło się z wychowawczynią. Dobrze, jeśli kadra w przedszkolu jest uśmiechnięta i łagodna. Dobrze też, jeśli od początku widać, że przedszkole buduje dobre relacje pomiędzy dziećmi, w których każdy jest ważny.

Jeśli zaś dziecku ogólnie trudno wchodzić w relacje z dziećmi (np. na placu zabaw raczej bawi się samo i sprawia wrażenie nieśmiałego), być może potrzeba mu więcej czasu na swobodne kontakty. Warto więc przyjrzeć się, na ile dziecko jest gotowe do życia w grupie rówieśników.

Być może – tak jak mój synek – jest wysokoreaktywnym na stres introwertykiem. On prawdziwą, udaną (chociaż też niełatwą) adaptację przeżył dopiero w zerówce w prywatnej, kameralnej szkole. Paradoksalnie, wejście do szkoły ułatwiła mu pandemia i to, że zerówki były jedynymi klasami uczącymi się stacjonarnie. W szkole panowała więc cisza (a jest dość mocno wrażliwy słuchowo) i nie było tłumu osób.

Adaptacja do przedszkola a obszar prospołeczny

To obszar empatii, bezinteresowności i zaangażowania społecznego. Być może największym stresorem jest dla przedszkola rezonowanie z emocjami innych osób – rodzica, wychowawczyni i innych dzieci. Jeśli rodzic jest pełen napięcia i obaw, wychowawczyni zdenerwowana kolejnym płaczącym dzieckiem, a z sali obok dobiegają odgłosy płaczu, naszemu kilkulatkowi może być trudno się w tym odnaleźć. Szukajmy więc przedszkoli, w których nie panuje przekonanie, że to normalne, że wszystkie dzieci płaczą. 

Przed rozstaniem zaopiekujmy się także własnymi emocjami z nim związanymi. Być może jako rodzic także odczuwamy lęk, martwimy się o nasze dziecko, jest nam smutno i żal się rozstawać. Prawdopodobnie dlatego zaleca się, by dziecko szło do przedszkola z rodzicem, z którym łatwiej się rozstać. Być może jedno z rodziców czuje mniej napięcia przy rozstaniu i patrzy na nie bardziej optymistycznie.

Jednak nie ma tu reguły. Przede wszystkim bowiem istotne jest poczucie bezpieczeństwa dziecka. Natomiast warto pamiętać, że dzieci wyczuwają bardzo mocno nasze emocje. Jeśli nam jest trudno, im też. Nie chodzi tu o to, by te emocje tłumić. Te stłumione emocje dziecko wyczuwa nieraz jeszcze mocniej – wyczytuje je z naszego tonu głosu, spojrzenia, gestów. Warto je wziąć pod uwagę i zaopiekować się nimi.  

Uwaga! Reklama do czytania

Cud rodzicielstwa

Piękna i mądra książka o istocie życia – rodzicielstwie.

Odwiedź księgarnię Natuli.pl

Bliskość i samoregulacja to nie zawsze łatwiejsza droga, ale warto

Być może to wszystko nie brzmi optymistycznie. Nie ma tu bowiem poradnika jak magicznie sprawić, by dziecko przestało płakać i chętnie poszło do przedszkola. Według mnie prawda jest właśnie taka – adaptacja to proces i każde dziecko przechodzi je w swoim tempie. Możemy spróbować zrozumieć, dlaczego tak jest i je wspierać. Nie zawsze też znajdziemy idealne rozwiązania. Czasem popełnimy błędy. Tak czy owak, dziecko znajdzie swoją drogę do ludzi. Niekoniecznie tradycyjną i taką jak uważamy, że powinna być, systemową. 

Być może ten proces adaptacyjny, nie oparty na przymusie, ale na bliskości i rozumieniu, wcale nie będzie dla rodzica łatwiejszy niż zmuszenie i zostawienie płaczącego dziecka. Kiedy nam trudno, przypomnijmy sobie, jakiego chcemy wychować człowieka. Czy poranionego, zrezygnowanego i odciętego od emocji, czy takiego, który żyje w zgodzie ze sobą i w harmonii z innymi – to drugie nie jest możliwe, kiedy stosujemy przymus i przełamujemy opór. 

Natomiast, jak pisze Magdalena Trzewik: „Dzięki obecności uważnego, świadomego dorosłego towarzyszącego w przeżywaniu różnych emocji adaptacja może być nie tylko kryzysem, a wyzwaniem, dzięki któremu dziecko nabierze nowych kompetencji społecznych” [4]. W przytoczonym cytacie zmieniłabym tylko jedno – obecność uważnych, świadomych dorosłych, nie dorosłego. Bo do wychowania dziecka potrzebna jest cała wioska. A kadra przedszkolna jest jej częścią.

[1] i [4] Red. zbiorowa “Zrozumieć małe dziecko”, Natuli 2021, s. 246.

[2] S. Orr Cud rodzicielstwa. Co się stanie, gdy naprawdę zaufasz swojemu dziecku, tłum. A. Klingofer-Szostakowska, Natuli 2021, s. 14.

[3] S. Shanker, T. Barker, Self-Reg. Jak pomóc dziecku (i sobie) nie dać się stresowi i żyć pełnią możliwości, tłum. M. Fedan, Mamania, 2016, s. 82-86.

Avatar photo

Autor/ka: Natalia Fedan

– anglistka i psycholożka. Potrójna mama “weteranka” – najstarszy syn ma 19 lat, córka 17, a najmłodszy syn 6 lat. Facylitatorka Self-Reg i pierwsza w Polsce propagatorka tego podejścia. Wciąż w drodze i w poszukiwaniach, w ciągłej pracy nad sobą, by być coraz lepszą wersją siebie. Jej miłością oprócz rodziny są książki i nauka. Wysoko wrażliwa, wysoko empatyczna i wysoko refleksyjna, wykorzystuje te cechy, by pomagać rodzicom w ich rodzicielskich ścieżkach.


Mądry rodzic, bo czyta…

Sprawdź, co dobrego wydaliśmy ostatnio w Natuli.

Czytamy 1000 książek rocznie, by wybrać dla ciebie te najlepsze…

3 odpowiedzi na “Dlaczego adaptacja do przedszkola bywa trudna i co z tym zrobić?”

Rekomendowane jest tu nastawienie nie tylko na bliskość, uważne słuchanie dziecka i staranie się pomóc przejść przez adaptację razem, ale także na 'redukcję stresu’. Kiedy (w jakim wieku dziecka?) rekomenduje pani zaprzestanie redukcji jego stresu? Zakładam, że nie ma powodu rezygnacji z bliskości czy uważnego słuchania nawet jak dziecko ma kilkadziesiąt lat, ale pomoc rodzica w redukcji stresu dziecka chyba kiedyś musi się skończyć?

To bardzo zależy od dziecka i od sytuacji, w której jest. Mózg dojrzewa do 25 roku życia, a w ciągu całego życia bywamy w sytuacjach, kiedy potrzebujemy wsparcia i współregulacji (sytuacje stresu, który przytłacza). Jeśli chodzi o zdolność do samoregulacji, przeciętnie około 6-7 r.ż. dziecko „powinno” być zdolne do samoregulacji. Jednak nadal mogą być momenty, w których dziecko będzie potrzebować dorosłego do wsparcia, potem znowu w okresie nastoletnim znowu pojawia się kryzys i z jednej strony większa potrzeba regulacji z zewnątrz i spokojnego dorosłego (ale tu już większą rolę odgrywa spokój dorosłego i autonomia młodego człowieka). Każdy człowiek jest inny – mamy różne wrażliwości. Dzieci wysoko wrażliwe, mocno reaktywne na stres mogą bliskości i pomocy w regulacji oraz redukcji stresu potrzebować dłużej, inne dzieci szybciej „wydostają się spod skrzydeł rodzica”. Myślę, że warto szukać własnej równowagi pomiędzy bliskością i opiekuńczością a samodzielnością dziecka, biorąc też pod uwagę własne potrzeby jako dorosłego.

Wszystko pięknie i wspaniale. Właśnie do takiego przedszkola leśnego, gdzie córka (4 lata) może przebywać z rodzicem, w tym przypadku z tatą, który mógł sobie na to pozwolić, „uczęszcza”. Jednak po miesiącu takiego „uczęszczania” wcale nie jest łatwiej, a wręcz przeciwnie. Córka wpada w histerię na samą rozmowę o pozostaniu w przedszkolu sama. Z tatą, w jednej chwili jest gotowa do drogi. Od czasu pobytu w przedszkolu z tatą, jest wręcz od niego uzależniona. Nie pozwala mu nigdzie iść bez niej, jeśli ona nie chce on też nie może i jest histeria, jeśli musi. Ja jako mama, mogłabym w ogóle nie istnieć. Nie chce żebym ją ubierała, przebierała, myła zęby, usypiała. Wszystko ma robić tata, a jak nie może.. cóż histeria.
Ucierpiało na tym wszystkim nasze życie rodzinne (partner odrabia swoją pracę do późnych godzin nocnych), przez co nie spędzamy wspólnie czasu, córka i tak jest zestresowana i to na bardzo wysokim poziomie. Kilka razy została z tatą w domu i wiemy, że mogłaby z nim zostawać bo potrafi się sama sobą zająć (praca zdalna partnera pozwoliłaby na takie rozwiązanie), ale chcemy żeby rozwijała się z rówieśnikami (i tak już zachowuje się jak „dorosła” i jedyne dziecko jakie toleruje to jej kuzynka w zbliżonym wieku). We czwartek spotykamy się z psychologiem, ale mam nikłą nadzieję, że cokolwiek uda się nam sensownego ustalić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.