Kategorie
Rodzina

Udane święta? Z daleka od domu. O trudach i korzyściach świętowania bez rodziny

Boże Narodzenie wielu z nas kojarzy się ze spotkaniem z członkami bliższej i dalszej rodziny oraz wspominaniem magicznego okresu dzieciństwa. Ale wśród naszych rodaków nie brakuje także ludzi, którzy ze względu na trudne doświadczenia rodzinne wybierają świętowanie bez kontaktowania się z krewnymi.

Według chrześcijaństwa najważniejszymi świętami w roku są te wielkanocne – mimo to w świadomości Polaków to zazwyczaj Boże Narodzenie jest okresem najbardziej wyjątkowym i rodzinnym. Przekaz ten często utrwalają w nas nie tylko przedstawiciele starszych pokoleń, ale także wszechobecne reklamy, które zgraną i czułą wobec siebie rodzinę traktują jak wdzięczny nośnik komercyjnego przekazu. Nie wszyscy jednak Wigilię i święta spędzają ze swoimi krewnymi – część z nas dla swojego bezpieczeństwa i zdrowia psychicznego decyduje się trzymać z dala od rodzinnego domu.

Uwaga! Reklama do czytania

Świąteczne opowieści Krasnalka

Czyli o tym, jak widzialni i niewidzialni mieszkańcy lasu witali zimę, czekali na święta i jak podpatrywało to pewne dziecko.

CHCESZ? KLIKNIJ!

Karol, 34 lata: „Odkąd zmarła babcia, czuję, że nie mam rodziny”

Nieobecność podczas świątecznego spotkania rodziny bywa konsekwencją procesu trwającego wiele lat, podczas których dana osoba doświadczała odrzucenia i agresywnej krytyki. Karol, świętujący od lat poza rodzinnym domem, opowiada, że okres Bożego Narodzenia był dla niego trudny od bardzo dawna: 

„Jestem czarną owcą mojej rodziny. Od dzieciństwa dawano mi to odczuć. Głupie żarty pod moim adresem, rozliczanie mnie z osiągnięć szkolnych w trakcie wigilijnego spotkania, później życzenie mi, żebym znalazł normalną pracę, bo nikt nie przyjmował, że lubię swoje zajęcie (a jestem instruktorem tańca). Teraz wiem, że stosowano wobec mnie przemoc psychiczną, że moja rodzina była dysfunkcyjna. Nie mówiło się o problemach – np. o tym, że dziadkowie ciągle się kłócą, a mama ma kłopoty finansowe – tylko rozładowywano napięcie na kimś innym. A tym kimś przez lata byłem ja. Kiedy założyłem własną rodzinę, jasne stało się dla mnie, że nie będę uczestniczyć w tym, co tworzą moi rodzice. Zwłaszcza że odkąd umarła moja babcia, właściwie czuję, że nie mam rodziny (tej, z której pochodzę) – bo wszyscy zaczęli walczyć o spadek. Teraz spędzam święta z żoną i naszymi dziećmi. To dobry czas. Nie czuję wyrzutów sumienia, że nie odwiedzam rodziców, skoro oni nie interesują się moim życiem ani nie uczestniczą w opiece nad wnukami. Dla mnie udane święta są z daleka od domu rodzinnego, w którym łączyła nas chyba tylko wzajemna niechęć”.

Maria, 23 lata: „Nie chcę uczestniczyć w libacji”

Szczególnie trudne bywają także święta dla osób, które identyfikują się jako dorosłe dzieci alkoholików. Maria, której rodzice są osobami uzależnionymi, rok temu postanowiła nie brać udziału w rodzinnym spotkaniu:

„Pamiętam, jak kiedyś moja znajoma z liceum mówiła, że na wigilię jej mama gotuje kompot, który smakuje trochę jak wino – robiła to, ponieważ jej rodzina podczas wigilii nie spożywała alkoholu. Nie powinno mnie pewnie obchodzić, jak świętują inni, ale w tamtym momencie poczułam niesamowitą zazdrość – u mnie w domu każda okazja była dobra do tego, żeby pić. I to nie lampkę wina do ryby, ale pić do upadłego. Kiedy byłam mała, rodzice i wujkowie, którzy przychodzili do nas na święta, starali się jeszcze jakoś trzymać – przed pasterką jedli mentosy, żeby nie było od nich czuć alkoholu. Ale im byłam starsza, tym bardziej członkowie mojej rodziny tracili kontrolę. W święta tuż po moich osiemnastych urodzinach matka i ojciec upili się tak, że leżeli nieprzytomni w salonie – a w domu unosił się smród spalonego ciasta, którego matka nie wyjęła w porę z piekarnika.

Przez całe życie wstydziłam się swojej rodziny – ale w święta i po nich było najgorzej, bo miałam poczucie, że wszyscy znajomi mają super rodziny, a ja podczas tego «magicznego czasu» zaliczam kolejny zjazd meneli. I w końcu rok temu się uwolniłam. Zostałam na święta w wynajmowanym pokoju. Powiedziałam, że z powodu pandemii wolę nie przyjeżdżać, rodzice jakoś to przyjęli. W tym roku zamierzam już powiedzieć prawdę – nie chcę uczestniczyć w libacji. To dla mnie trudne, bo jednak rodziców innych mieć nie będę, ale dzięki temu, że należę do grupy na Facebooku, która skupia osoby w podobnej sytuacji, wiem, że nie jestem jedyną osobą na świecie w takim położeniu. Z paroma osobami myślimy nawet o zorganizowaniu spotkania online. To wyzwanie, ale i wielka ulga – poświętować i odpocząć bez lęku o to, co wydarzy się w domu”.

Marzena, 36 lat: „Pracowałam latami, by móc się uwolnić od rodziny”

U Marzeny, mieszkającej obecnie za granicą, decyzja o świętowaniu poza domem rodzinnym była zwieńczeniem trwającego kilka lat procesu terapeutycznego. Kobieta niegdyś czuła się zobowiązana do uczestniczenia w rodzinnych spotkaniach – dzisiaj jednak jest już wolna od tego rodzaju przymusu: 

„Ktoś, kto zawsze był kochany i wspierany przez swoich bliskich, nigdy nie zrozumie, jak to jest, gdy odgrywa się w rodzinie rolę «tej złej» – okropnego czarnego charakteru. W małżeństwie moich rodziców właściwie nigdy nie było dobrze – kłócili się, matka wpadała w histerię, ojciec potrafił przez całe dnie milczeć i się nie odzywać. Matka płakała mi wtedy w rękaw, że zmarnowała sobie z ojcem życie, a ja nie śmiałam zapytać, czy żałuje mojego pojawienia się na świecie. Potem, kiedy się z ojcem godzili, oboje na mnie wrzeszczeli – za nieodrobione lekcje, bałagan w pokoju, niewłaściwy strój.

Wydawało mi się, że ojca nie mam wcale, a mamy są dwie – jedna czuła, szukająca mojego wsparcia podczas awantur z ojcem, a druga zimna, atakująca, gdy między nimi zaczynało być lepiej. Czasami wracałam ze szkoły i zastanawiałam się, która matka dzisiaj mnie przywita. W trakcie przygotowań do świąt zawsze wybuchały awantury – rodzice obrzucali się obelgami, a matka wiele razy wrzeszczała, że żadnych świąt nie będzie, bo nikt nie zasługuje tutaj na przygotowywanie czegokolwiek dla niego. Oczywiście wigilia się odbywała, łamaliśmy się opłatkiem i siedzieliśmy przy stole z rodzicami i moimi dwoma braćmi, ale napięcie było nie do wytrzymania – czułam, że jest między nami niechęć”. 

Uwaga! Reklama do czytania

Jak zrozumieć się w rodzinie

Jak się dogadać i porozumieć

Konflikty w rodzinie

Koniec z awanturami, czas na rozwiązania

Tylko dobre książki dla dzieci i rodziców | Księgarnia Natuli

Dojrzałam do tego, że mogę się uwolnić 

Marzena tłumaczy, że zaprzestanie obchodzenia świąt z rodzicami na początku było dla niej trudne:

„Po wyprowadzce z domu ograniczyłam kontakty z rodziną. Przyjeżdżałam jednak na święta, które zawsze kończyły się obrażaniem się ojca i histerią matki. I właśnie przed świętami trafiłam po raz pierwszy do psychologa – dostałam napadu paniki podczas wybierania prezentów dla rodziców. To było przerażające doświadczenie, ale dzięki temu trafiłam na terapię, na której przepracowałam swoje dzieciństwo, agresję ze strony rodziców, własną bezradność i lęk. Na początku nie mieściło mi się w głowie świętowanie poza domem – miałam poczucie, że beze mnie rodzice się pozabijają. Ale po dwóch latach terapii w końcu dojrzałam do tego, by zrozumieć, że mogę się uwolnić od rodziny – nie tyle urwać kontakt, bo tego nie chcę, ile po prostu nie uczestniczyć w świętach, które zawsze były dla mnie koszmarem. Oczywiście rodzice byli wściekli, gdy pierwszy raz powiedziałam im, że zostaję z partnerem w naszym domu, bo tak chcemy spędzić ten czas. Ojciec obraził się jak zawsze, matka zaczęła rozpaczać i szantażować mnie emocjonalnie. Ale moim największym sukcesem jest to, że nie czuję się już za to wszystko odpowiedzialna”.

Decyzja o spędzeniu świąt bez rodziny może być trudna, ale niekiedy – np. w przypadku dzieci przemocowych rodziców – może stanowić bardzo ważny etap w nauce dbania o siebie i wyznaczania granic. Świętowanie Bożego Narodzenia w towarzystwie osób, które nas nie poniżają i nie narażają na cierpienie, jest przecież prawem, które powinno przysługiwać każdemu z nas.

Avatar photo

Autor/ka: Angelika Szelągowska-Mironiuk

Psycholożka, psychoterapeutka, dziennikarka. Pracuje na uczelni jako asystentka oraz w gabinecie jako psychoterapeutka. Razem z mężem prowadzi blog i fanpage „Katolwica&Mąż”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.